Adres facebook

poniedziałek, 25 lutego 2013

Projekt Tequila, czyli heroina na pierwsze urodziny "Coś na Progu".


Tequila Project...

Zapraszamy do udziału w nowym przedsięwzięciu wydawnictwa Dobre Historie i czasopisma „Coś na Progu”!

Magazyny Pulp i Weird Fiction wypromowały na przestrzeni lat wiele słynnych kobiecych bohaterek, bezkompromisowych heroin, których niezwykłe przygody opisywano w książkach i pokazywano na kartach znakomitych komiksów. „Coś na Progu”, jedyny magazyn Weird Fiction w Polsce także chce wykreować postać prawdziwej heroiny, której przygody będą elektryzowały zarówno miłośników literatury jak i dobrego komiksu. Projekt Tequila jest próbą realizacji tych zamierzeń.

Dlaczego chcemy się tym zająć teraz? No cóż – pracujemy nad Tequilą już od dawna, a chcemy ją przedstawić światu właśnie teraz z kilku powodów. Po pierwsze wiecie już mniej więcej na co nas stać i jak realizujemy nasze projekty. Po drugie „Coś na Progu” będzie obchodziło w marcu swoje pierwsze urodziny i uważamy, że to najlepszy moment, aby uzbroić nasz magazyn w swoją heroinę...


Czym jest Projekt Tequila?

Chcemy wydać komiks i powieść z serii o przygodach naszej heroiny. Uniwersum Tequili i większość zaludniających je postaci powstały w głowie znanego z zakręconych, bezkompromisowych pomysłów – Łukasza Śmigla (Cosiowego  RedNacza, autora zbiorów opowiadań „Demony”, „Mordercy” oraz powieści „Decathexis” i „Muzykologia”). Za graficzne przedstawienie świata, projekty bohaterów, rysunek i ilustracje odpowiada lublinianka, znakomita graficzka młodego pokolenia - Katarzyna Babis (studentka grafiki na Wydziale Artystycznym UMCSu. Współprowadząca lubelskie Warsztaty Komiksu, współautorka wielu wystaw propagujących komiks w różnych miastach Polski. Jej prace wkrótce pojawią się w ósmym tomie "Domu Żałoby" Dominika Szcześniaka oraz w magazynie komiksowym "Ziniol". Oprócz komiksu zajmuje się również sztuką tatuażu).

Łukasz i Kasia połączyli siły pracując nad pierwszym komiksem i pierwszą powieścią z uniwersum Tequili. Zarówno historia komiksowa ze scenariuszem Łukasza, jak i pierwsze opowiadanie z ilustracjami Kasi – będą miały swoją premierę w Poznaniu na marcowym konwencie Pyrkon, przy okazji pierwszych urodzin magazynu „Coś na Progu”.

Potrzebujemy Waszej pomocy!

Tak jest! Chcemy zarazić was ideą porywającej PULP serii POSTAPO z naszą heroiną w roli głównej i potrzebujemy Waszego wsparcia finansowego. W czasie trwania Pyrkonu 22-24 marca, uruchomimy PROJEKT TEQUILA w serwisie POLAK POTRAFI. Chcemy uzbierać chociaż część sumy potrzebnej na wydanie w wydawnictwie Dobre Historie pierwszego albumu komiksowego i pierwszej powieści z serii o Tequili.

Do czasu uruchomienia projektu oraz przez kilkadziesiąt dni jego trwania będziemy starali się przekonać Was, że warto nam pomóc, a Tequila warta jest wypicia celnego szota :-) Tymczasem zaczynamy podrzucać Wam pierwsze informacje o projekcie!


Uniwersum Tequili

Jest to brutalna i pełna erotyki post-apokaliptyczna historia, która miesza popkulturowe konwencje.

Legenda mówi, że wszystko zaczęło się u schyłku XX wieku, kiedy to w wyniku pewnego eksperymentu na całym świecie pojawiły się miliony okien – bram do innego świata. Okna różnych wielkości (niektóre rozmiarów krateru, inne wielkości piłki) zawisły w pozornie przypadkowych lokacjach, pojawiając się nad ulicami miast, wewnątrz budynków, nad oceanami i szczytami gór. Badania tych niezwykłych anomalii z początku niewiele wykazały – nie można było przez nie nigdzie przejść, nie można było ich zamknąć, nic też z nich nie przechodziło do naszego świata. Przynajmniej na początku...

Któregoś dnia z okien niespodziewanie zaczął wylewać się żar, który płynął niesłabnącą falą zmieniającą i niszczącą wszystko na swojej drodze. Żar wylewał się z milionów okien na całym świecie i nikt nie był w stanie go pokonać. Żadne techniczne rozwiązanie ani broń nie były w stanie zlikwidować okien.

Żar zmieniał świat, ludzi, klimat i cywilizację przez kilkaset lat. Nikt nie pamięta ile czasu minęło odkąd piekielne gorąco spowodowało niezliczoną liczbę katastrof i kataklizmów, które przetoczyły się przez ziemski glob odciskając na nim swoje piętno. Światowe gospodarki upadły, rządy straciły władzę, głód i zarazy zdziesiątkowały ludzkość, a prawa przestały obowiązywać.

I gdy świat miał już dość, z okien wyleciały unoszące się na gorącym powietrzu... Żywe serpentyny. Długie nawet na kilkanaście metrów, różnej grubości, blade, bezokie stworzenia, które rozpoczęły polowanie. Człowiek raz namierzony przez te istoty nie miał dokąd uciec. Dziwaczne węże ścigają ludzi aż do skutku, a w starciu sam na sam, człowiek musi im ulec. Pojawiły się ich miliony i po kilkunastu latach wyjątkowo skutecznej eksterminacji, na powierzchni planety ocalała już tylko garstka ludzkiej populacji, podzielonej na koczownicze plemiona i dzikie klany, rządzące się własnymi prawami. Przeszłość, historia i stare zasady są dla tych ludzi jedynie legendą, a dla najstarszych z nich, niczym więcej jak wspomnieniem.

W tym nieprzyjaznym świecie zupełnie niespodziewanie pojawia się tajemnicza dziewczyna. Któregoś dnia, zbzikowany szaman Kabuki Jo, po prostu znajduje ją na pustyni. Zupełnie tak jakby spadła z nieba. Jest wyjątkowa pod każdym względem. Piękniejsza niż inne, silniejsza niż większość mężczyzn, diablo zdolna i inteligentna. Ma wyjątkowy dar wpływania na dzikie zwierzęta i radzenia sobie w niezwykłych sytuacjach. Nie pamięta kim jest i skąd się wzięła, ale posiada ogromną wiedzę na temat przeszłości ludzkiej cywilizacji... Ma też dość paskudny awanturniczy charakter.

Podobno tylko szaman Kabuki Jo, zna jej prawdziwe imię. Wszyscy inni mówią na nią... Tequila. Tymczasem w powietrzu wyczuwa się nieznośne napięcie. Nad światem ponownie zawisła groza. Niespodziewanie z okien zaczęło bowiem dochodzić odległe, przerażające wycie. Coś się zbliża, coś nadchodzi, a pozostali przy życiu ludzie szepczą między sobą o pewnym proroctwie i o bohaterce, która spadła z nieba...

Wejdź z nami do świata Tequili! Pomóż sfinansować projekt wydania przygód pierwszej stworzonej w Polsce heroiny, a na dobry początek – dołącz do naszego profilu na Facebooku.  http://www.facebook.com/projekttequila

sobota, 16 lutego 2013

Marc Spitz - BIOGRAFIA DAVIDA BOWIE W POLSCE (PRE-ORDER)

Już od środy 20.02 w internetowym sklepie wydawnictwa Dobre Historie będzie można zamawiać przedpremierowo pierwszą w Polsce biografię Davida Bowiego, która w marcu trafi do sprzedaży. Jak to u nas w zwyczaju, oprócz samej książki szykujemy też specjalne dodatki! 

BOWIE: Biografia to podane ze smakiem pikantne szczegóły i ciekawostki z życia artysty, ale także próba odpowiedzi na wiele ważnych, nurtujących fanów pytań - dlaczego Bowie tak długo milczał, jak wygląda jego proces twórczy i relacje ze światem muzyki, mody oraz sztuki.

Autor Mark Spitz zapewnia literacką przygodę na wysokim poziomie dzięki bogatym pisarskim doświadczeniom. Jest znany jako powieściopisarz (m.in. How Soon Is Never), autor biografii (m.in. Times and Music of Green Day, Jagger: Rebel, Rock Star) oraz dziennikarz współpracujący z takimi tytułami jak: Spin, Maxim, Vanity Fair, czy The New York Times.


Książkę polecają:

Publishers Weekly: Spitz koncentruje się na zrozumieniu złożonej ewolucji twórczości Bowiego, dzięki czemu w nasze ręce trafiła biografia bezstronną, napisana z dbałością o każdy detal, a przy tym przepełnioną szacunkiem dla życia i osiągnięć Thin White Duke'a

Kirkus Reviews: Encyklopedyczna wiedza Spitza oraz jego oczywiste zamiłowanie do twórczości Bowiego odróżniają tę książkę od wydawanych dotąd rockowych opowiastek na temat tego artysty.

Daily Telegraph: Spitz udał się w podróż śladami Bowiego do Londynu, Berlina i Los Angeles, a jego wywiady z osobami z otoczenia artysty uzupełniają ważne, brakujące detale z życia muzyka. (Mick Brown).


Blogcritics: Żadna inna biografia Bowiego nie może równać się z tym, co udało się osiągnąć Spitzowi.

Barnes & Noble: Ta książka czyta się sama. Jeżeli interesuje cię postać Bowiego musisz ją mieć.



                                                       WWW.DOBREHISTORIE.PL


środa, 13 lutego 2013

RUSZA PRENUMERATA "COŚ NA PROGU"!

Oszczędzasz czas, unikasz podwyżek, dostajesz gadżety! Zamów już dziś, a Twoja prenumerata wystartuje od #6 "Coś na Progu". 



- Prenumerata obejmuje sześć kolejnych numerów czasopisma.
- Za dzień przystąpienia do prenumeraty uznaje się dzień jej opłacenia (zaksięgowania środków na koncie wydawnictwa).
- Prenumeratę można rozpocząć w dowolnym momencie cyklu wydawniczego.
- Ewentualne zmiany rynkowej ceny czasopisma nie obejmują prenumeratorów.
- Prenumeratorzy otrzymują wraz z czasopismem wszystkie gadżety dołączane w ofercie przedsprzedaży.
- Czasopisma w prenumeracie wysyłane są przesyłką ekonomiczną (gratis!).

Zamów już dziś! Nie szukaj na forach i po salonikach. "Coś" przyjdzie do Ciebie samo... Pocztą! WWW.DOBREHISTORIE.PL

poniedziałek, 11 lutego 2013

Robert Kirkman, Jay Bonansinga – Walking Dead: Narodziny Gubernatora (recenzja)


Książka Roberta Kirkmana i Jay'a Bonansingi rozpoczyna serię mającą za zadanie poszerzenie wiedzy czytelników/widzów na temat postaci ze świata Walking Dead. Nietrudno było wybrać pierwszego bohatera – przerażający Gubernator jest jedną z najbardziej znanych i fascynujących postaci zaprezentowanych na kartach komiksu. Biorąc pod uwagę potencjał drzemiący w jego historii, pewna doza oczekiwań przed lekturą jest naturalna...

Bez zbędnych spoilerów trzeba oddać powieści, że zaskakuje jej główna oś narracji – tytułowy Gubernator nie jest głównym bohaterem (co okazuje się na końcu powieści, zabieg prosty, lecz dość skuteczny). Zaskakuje, niestety na minus, również jakość historii opowiedzianej w powieści. Nie dlatego, że narracja o grupie bohaterów walczących o przetrwanie jest nudna. Nie. Problemem jest to, że „Narodziny Gubernatora” to niemal dokładna kopia losów Ricka Grimesa i jego ekipy. Czy Kirkmanowi i Bonansindze naprawdę brakowało weny? Przebijając się przez kolejne strony powieści trudno otrząsnąć się z nieznośnego wrażenia deja vu, bo nawet konstrukcja grupy bliźniaczo przypomina drużynę Ricka. Zarzuty o lenistwo autorów można zbić argumentem, że dzięki podobieństwu losów można wyznaczyć paralelę między Rickiem i Gubernatorem, pokazującą, że każdy pod wpływem okoliczności traci kontakt ze swoją lepszą stroną. Być może, ale trudno odróżnić głównego bohatera powieści od Ricka, w czym zresztą nie pomagają fabularne kopie (jak spotkanie z rodziną dowodzoną przez nieufnego staruszka, który z czasem przekonuje się do grupy bohaterów powieści – brzmi znajomo, prawda?). Widzę w tym zmarnowany potencjał, bo Gubernator to materiał na naprawdę wstrząsającą i wciągającą historię, niekoniecznie zaś na fabularny recykling i pisarskie lenistwo.

Końcowy twist i wypełnione gore, pełne napięcia sceny akcji dają umiarkowaną satysfakcję, ale to, co „Narodziny Gubernatora” pogrąża, to nienajlepsze tłumaczenie. Przykłady koszmarków? Mój ulubiony: „gówno uderza w wiatrak”. O ile się orientuję, to związki frazeologiczne w rodzaju „shit hits the fan” tłumaczy się nie dosłownie, a przy pomocy innego związku frazeologicznego o podobnym znaczeniu. „Mijają dni, uczą się ostrożności.” Też lubię, kiedy moje dni są ostrożne, szkoda, że muszą się tego najpierw nauczyć. Przykłady można mnożyć, ale nie ma to sensu. Koślawe, niemal szkolne konstrukcje językowe powodują wiele zgrzytów i wybijają z rytmu lektury. Owszem, można winić materiał wyjściowy, ale język angielski z tego typu męską, twardą i szybką narracją radzi sobie w inny, lepszy sposób i zadaniem tłumacza jest przeniesienie tej dynamiki na trudny grunt języka polskiego.



Zresztą ta męskość narracji nie pierwszy raz (w komiksach i serialu widać to jak na dłoni) pokazuje, że Kirkman kompletnie nie umie pisać kobiecych postaci. Podobnie jest w „Narodzinach Gubernatora”, gdzie April, obiekt zainteresowań głównego bohatera, pozytywnie nacechowana jest tylko dzięki swojemu męskiemu sznytowi, temu, że jest „twarda jak skała”. Oczywiście, w świecie zombie apokalipsy twardych postaci nigdy mało, ale to nie powód, żeby rezygnować z jakichkolwiek prób nadania im głębi. Zresztą niemal wszystkie postacie z kart powieści są bardzo płaskie, co utrudnia czytelniczą empatię. Wyjątkiem jest stary Chalmers, który ma potencjał na ciekawą postać. Szkoda, że autorzy nie rozwinęli jego wątku w satysfakcjonujący sposób.

„Narodziny Gubernatora” to dobra propozycja dla hardcorowych fanów Walking Dead, którzy chłoną nawet najmniejsze drobinki informacji na temat świata komiksu/serialu. Pozostali mogą sobie powieść spokojnie odpuścić, a jeśli wciąż interesuje ich kanoniczna historia Gubernatora, to mogą zajrzeć do streszczeń. Wiecie, kiedy „gówno uderza w wiatrak” lepiej stać daleko.

Paweł Klimczak

piątek, 8 lutego 2013

RESIDENT EVIL: MARHAWA DESIRE (Recenzja trzech pierwszych tomów mangi)


Resident Evil to marka, której nie trzeba przedstawiać. Każdy, kto lubuje się w komputerowej rozrywce i chodzących truposzach musiał się natknąć na tę serię. Oczywiście od gier wszystko się zaczęło, a potem poszła lawina innych tworów sygnowanych nazwą RE (w oryginale Biohazard). Światło dzienne ujrzały filmy, animacje oraz komiksy. Jednym z nowszych projektów jest manga o podtytule Marhawa Desire i to właśnie ona wpadła mi ostatnio w ręce.


Komiks opowiada zupełnie odrębną historię od tych znanych z pozostałych produkcji z serii Resident Evil. Przenosi nas do elitarnego, odciętego od świata kompleksu szkolnego w Azji o nazwie Marhawa. Władzę absolutną w tym miejscu sprawuje siostra Gracia i to właśnie ona prosi o pomoc swojego przyjaciela i dawnego ukochanego Douga Wrighta, gdy na terenie szkoły pewna dziewczyna zamienia się w zombie. On jako profesor i znany na świecie bakteriolog ma zaradzić problemowi. Zabiera ze sobą siostrzeńca Rickiego i tak oto zaczyna się cała historia. Warto jednak jeszcze wspomnieć o Chrisie Redfieldzie, który wraz z dwójką towarzyszy z oddziału BSAA poszukuje profesora.

Fabułę można osadzić gdzieś pomiędzy piątym a szóstym Residentem. Walka z bioterroryzmem jest tu już w zasadzie czymś normalnym. BSAA, czyli Agencja do spraw Prewencji i Zwalczania Bioterroryzmu działa w najlepsze. Oczywiście zombie nie są codziennością i w postronnych ludziach wciąż wzbudzają strach, ale na komandosach nie robią już większego wrażenia.

Historia jest dużo bardziej kameralna niż w przypadku gier. Skupia się na ograniczonym terenie, czyli kompleksie szkolnym Marhawa. Nie ma tutaj klimatu globalnej katastrofy. Jest za to historia przepełniona lokalnymi tajemnicami, które stopniowo odkrywamy. Takich fabularnych punktów zaczepienia znajdziemy tu kilka. Podstawowym jest oczywiście poszukiwanie ogniska i przyczyny pojawienia się wirusa. Nie mniej ciekawa wydaje się kwestia samej szkoły – zwyczajów w niej panujących, postaci siostry Gracii i pewnych wydarzeń z przeszłości związanych z kompleksem. Do tego już na początku pojawia się tajemnicza, zakapturzona postać, która wydaje się mieć dużo wspólnego z tymi wydarzeniami.

Rozwój sytuacji obserwujemy od pierwszego zakażenia. Przez długi czas nie ma, więc mowy o jakiejkolwiek pladze zombie i totalnej rzeźni. Historia rozwija się stopniowo i w mistrzowski sposób odkrywa przed nami kolejne elementy układanki. Tym bardziej, że dzieje się tu dużo i fabuła idzie do przodu całkiem żwawo. Rozdziały trzymają w napięciu, co rusz mamy do czynienia z czymś istotnym dla historii, a kiedy myślimy, że wszystko jakoś się układa...następuje oczywiście zwrot akcji. Nie warto jednak oczekiwać od całości czegoś bardzo skomplikowanego. Fabuła jest prosta i klarowna i stawia na konkret. Widać, że Capcom nie chciał robić z tej mangi czegoś dłuższego, a całość zostanie prawdopodobnie zamknięta w czterech tomach. A szkoda, bo niektóre wątki można by moim zdaniem nieco rozbudować.

Warto zaznaczyć, że stylistycznie historia została mocno dostosowana do standardów panujących w anime czy mandze. To nie jest już opowieść o globalnej katastrofie i przebijaniu się przez hordy zombie. Tutaj pojawiają się emocje niekoniecznie związane tylko i wyłącznie ze strachem i chęcią przeżycia (zwłaszcza w przypadku wątku związanego ze szkołą). Historia w większym stopniu skupia się na postaciach. Te z kolei wydają się bardziej ludzkie, nie są to już tylko komandosi czy policjanci, jak to bywa w przypadku gier. Łatwiej się z nimi utożsamić, postawić na ich miejscu. Inna sprawa, że ich osobowości nie są zbytnio skomplikowane. Stąd pojawia się na przykład pytanie czy taki luzacki studenciak rozglądający się za panienkami jak Ricky Tozawa przypadnie czytelnikom do gustu? Warto jeszcze wspomnieć, że pojawia się tu troszkę humoru w dialogach. Zauważalny jest nawet lekki wątek miłosny (choć nazwanie tego w ten sposób to przesada). Samej akcji początkowo jest tu niewiele, dopiero później wzrasta napięcie (a w kolejnym tomie pewnie będzie jej jeszcze więcej), zapomnieć można natomiast o jakimkolwiek klimacie grozy. Zakładając oczywiście, że nie cierpimy na fobię dotyczącą chodzących truposzy.

Kreska autorstwa Naoki Serizawy jak na moje amatorskie oko wygląda naprawdę dobrze, zwłaszcza na „zbliżeniach”. Wrażenie robią szczegółowo wykonane postacie i tła. Oczywiście dotyczy to również zombiaków. Mam tylko wrażenie, że na niektórych rysunkach postacie wyglądają dosyć płasko, jakby były wklejone w tło, ale dostrzega to pewnie tylko moje nieobeznane z rysunkową perspektywą oko.

Docenić należy również bardzo dobrą jakość polskiego wydania. Świetnym pomysłem jest zamieszczenie długiego streszczenia poprzednich wydarzeń na początku każdego tomu (oczywiście z wyjątkiem pierwszego). Bardzo dobrze wypada również polskie tłumaczenie autorstwa Pawła Dybały.

Capcom wydał naprawdę dobry tytuł sygnowany nazwą Resident Evil. Warto jednak traktować go jako zupełnie odrębny twór, niezwiązany zbytnio z grami (mimo tego, że jest to element kampanii promocyjnej związanej z tytułem RE: Operation Racoon City). Historia tu opowiedziana, przez długi czas ma zupełnie inny nastrój i operuje na innej gamie emocji. Podejrzewam, że nie każdemu przypadnie to do gustu. W końcu od marki RE oczekuje się sporej ilości akcji i nastroju rodem z apokalipsy zombie, a te klasyczne elementy pojawiają się dopiero w tomie trzecim. Wychodzi, więc na to, że rzeczony komiks zawiera sporo aspektów, które w zależności od punktu widzenia stają się zaletami lub wadami. Osobiście doceniam świeższe spojrzenie na temat i całą historię oceniam na plus. Jest absolutnie wciągająca i trudno się od niej oderwać a to przecież najważniejsze. Z niecierpliwością oczekuję na kolejny tom.

NORBERT NOWAK


Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica
Tytuł oryginalny: Resident Evil. Marhawa Desire
Wydawca oryginalny: Akita Shoten
Rok wydania oryginału: 2012
Format: 120x170 mm
Oprawa: miękka w obwolucie
Papier: offsetowy
Wydanie: I
Cena tomu z okładki: 19,90 zł





czwartek, 7 lutego 2013

Antologia "Cienie spoza czasu": zobacz ekskluzywny komiks!

Rys. Krzysztof Chalik


Premierowo prezentujemy specjalny pasek komiksowy przygotowany przez Krzysztofa Chalika na podstawie opowiadania Iana Watsona z antologii "Cienie spoza czasu". 

Ian Watson opowiada o powstaniu opowiadania, pt. "W labiryncie Cthulhu"...

Nigdy, nawet nie podejrzewałem, że napiszę opowiadanie o Cthulhu, być może dlatego, że sporo trudu kosztuje mnie nawet zwykłe przeliterowanie Jego, a może raczej TEGO... imienia. A jednak los i Darrell Schweitzer (mój znajomy pisarz i redaktor, zajmujący się m.in. horrorem i dark fantasy) chcieli inaczej.

Jakieś trzy albo cztery lata temu, Darrell rzucił mi wyzwanie, proponując abym napisał coś do antologii traktującej o tym co by się działo, gdyby pradawne i obce istoty znów przejęły kontrolę nad naszą planetą - bo przecież jest to przedstawione w tajemnych tekstach, które doprowadzają czytających je ludzi na skraj szaleństwa i obłędu.

Na początku myślałem o tym pomyśle dość ironicznie i z dystansem. Ostatecznie jednak okazało się, że jest to prawdopodobnie najbardziej emocjonalnie wstrząsające opowiadanie, jakie dane mi było napisać i do pracy nad nim podszedłem już z pełną powagą. Wczułem się w tę opowieść do tego stopnia, że znajomi pytali mnie przez telefon, czy nie stało się coś złego, bo mój głos zmienił się nie do poznania. Naprawdę zdawało mi się wtedy, że jestem częścią jakiegoś plugawego, mrocznego rytuału.

Cmentarz w Staglieno jest dokładnie taki, jakim go opisałem w „Labiryncie Cthulhu”, a ponadto zgubiliśmy się na nim razem z Robertem Quaglią, którego odwiedzałem wtedy w Genui i zamknięto nas na jego terenie po godzinach zwiedzania! (Robert jest włoskim surrealistą i do spółki ze mną stworzył zbiór obłąkanych opowiadań The Beloved of My Beloved, jak mi się wydaje - jest to jedyne kompletne dzieło literackie stworzone przez dwóch pisarzy władających zupełnie różnymi językami).

W każdym razie... W chwilę po tym, jak znalazłem się na cmentarzysku w Staglieno, zrozumiałem że wiem już, gdzie osadzę fabułę mojego „lovecraftowskiego” opowiadania.

„W labiryncie Cthulhu” 
(fragment) 
tłum. Irena Wypych i Marcin Rusnak)

Z biura przy bramie wjazdowej wyszli dwaj mężczyźni w średnim wieku. Dyrektor cmentarza i jego zastępca, a może dozorca? Rozmawiali ze sobą, patrząc na to, co nam również udało się zobaczyć, jak tylko wyszliśmy z budynku – niebo przysłoniła mętna, perłowa poświata. Jakby jakaś dziwna mgła zawisła nad cmentarzem. Ku mojemu zaskoczeniu taka sama unosiła się za bramą, która wyglądała jakby prowadziła donikąd.
– Signora Vigo! – krzyknął dyrektor. Naturalnie znał wszystkich przewodników z nazwiska.
Nerwowo nakazał nam podążać za sobą i po chwili wszyscy – cała nasza grupa, dwóch mężczyzn i Gabriella – tłoczyliśmy się w małym biurze. Na ekranie wielkiego telewizora migały bezgłośnie czarno-białe urywki jakiegoś japońskiego horroru.
Olbrzymi stwór, cały pokryty łuskami, z mackami i małymi skrzydłami zakończonymi kolcem stał w morzu obok pasażerskiego liniowca. Wyglądał jak groteskowa hybryda ośmiornicy, smoka i istoty człekokształtnej. Jak gigantyczny Guliwer przy łodzi wielkości zabawki. Fale powstające przy każdym ruchu potwora niebezpiecznie kołysały statkiem.
Nie miałam pojęcia, czego dotyczyła błyskawiczna wymiana zdań pomiędzy dwójką mężczyzn a Gabriellą – rozmawiali po włosku, chyba w lokalnym dialekcie.
Sceneria w filmie nagle zmieniła się i teraz oglądaliśmy Nowy Jork, gdzie podobny potwór brodził w rzece Hudson jak w płytkim ścieku. Monstrum górowało nad wieżowcami na Manhattanie; wkrótce też zaczęło je niszczyć, wymachując wokół łapami przypominającymi trąbę słonia. Następnie zawróciło w kierunku wody – jakby wracało do domu, po drodze przewracając statki towarowe i promy, niczym unoszące się na wodzie śmieci.
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że film jest wyświetlany na kanale CNN, a na pasku na dole ekranu pojawiają się informacje w języku angielskim. Stary horror na CNN? I to z mrugającym czarno-białym obrazem? Bez dźwięku? Nagle przypomniałam sobie, że telewizor wcale nie pokazywał CNN, kiedy weszliśmy do biura: sam przeskoczył z kanału na kanał. W końcu udało mi się odczytać napisy u dołu ekranu:

Ogromne potwory morskie atakują statki na całym świecie





środa, 6 lutego 2013

TONA WEIRDU ZA DWIE DYCHY... (PROMOCJA)

Promocja w naszym internetowym sklepie - do poniedziałku 11.02.2013 - oba zbiory opowiadań weird fiction: "Cienie spoza czasu" oraz "Mordercy" z autografem śmiglastego są dostępne w promocyjnej cenie po dwie dychy za SZTUKĘ! Kto jeszcze nie ma, niech w kieszeni poszuka i hyc do sklepu: http://dobrehistorie.pl/books.html


Szukaj