Adres facebook

czwartek, 27 czerwca 2013

Wywiad z Marcinem Przybyłkiem (Magazyn "Coś na Progu" #7)

Pneumobilem przez wirtualium, czyli polskie oblicze cyberpunka:
wywiad z Marcinem Przybyłkiem. Przepytuje Krzysztof Ożog.




KO: Skąd pomysł na napisanie powieści cyberpunkowej w polskich realiach?

MP: Na to pytanie odpowiadałem już dziesiątki razy. Odpowiem znowu i ponownie – inaczej niż poprzednio, bo widzenie rzeczywistości wciąż się aktualizuje.
Teraz nie wiem, czy w ogóle napisałem cyberpunk. Tak naprawdę to po prostu game-story, a potem gamedec-story, zaś na końcu human-story czy wręcz humanity-story. Szczerze mówiąc, chętnie powitałbym nowy termin na określenie gamedec-fiction. Ty wiesz i ja wiem, że to w zasadzie nowy gatunek: futurystyka, psychologia, filozofia, podważanie stereotypów, bunt i dopiero na końcu sieć. Kluczem jest mózg i nasze wewnętrzne widzenie świata. Brain-fiction? Nie mam pomysłu. Wiem, że nie mogłem pisać cyberpunka, bo go nie znałem. Stworzyłem coś swojego, z pewnością podobnego, ale unikałem wpasowywania w jakikolwiek nurt.
Chyba rozumiem jednak twoje pytanie. Masz na myśli: dlaczego, Przybyłek, wziąłeś się za pisanie opowieści futurystycznej, związanej z wirtualiami, w kraju, gdzie prym wiedzie skostniała banda czytelnicza, tolerująca prawie wyłącznie fantasy? Ba, zacząłem w czasach, gdy owej bandy nie znałem, a gdy ją poznałem, przez wiele lat nie docierało do mnie, jak sztywna jest w swoich poglądach i upodobaniach. Ale nawet z tą wiedzą nie zmieniłbym tematyki. Ona mnie po prostu interesuje i wciąż mam nadzieję, że zainteresuje więcej niż dziesięć osób.

KO: Pisałeś w nadziei, że czytelnicy przyjmą Twoje pomysły z otwartymi ramionami?

MP: Mam wrażenie, że pisałem do ludzi podobnych do mnie. Czujących jak ja. Kiedy piszę, z jednej strony fascynuje mnie sama forma, chcę ją zapętlić, stworzyć maksymalnie dużo nawiązań; zatem chodzi o urodę strukturalną dzieła. Z drugiej chodzi także o treść, o opowieść. Tworząc serię „Gamedec”, nie zastanawiałem się, czy ktoś to pojmie. Ostatnio przeczytałem wypowiedź przypisywaną Albertowi Einsteinowi. Cytując z pamięci: „Jest wielu inteligentnych głupców, którzy czynią rzeczy większymi i bardziej skomplikowanymi. Trzeba odrobiny geniuszu i wiele odwagi, aby poczynić krok w kierunku przeciwnym”. Od dawna uczę się mówić nawet o bardzo skomplikowanych rzeczach w sposób maksymalnie prosty i komunikatywny. Mam wrażenie, że cały „Gamedec”, mimo postępującej komplikacji świata i bohatera, jest łatwy w percepcji i czyta się go „lekko”. Więc tutaj problemu nie ma. Jeśli kogoś interesują tylko sceny erotyczne, akcja, tempo i napięcie, znajdzie je, być może nie zauważając warstwy filozoficznej.
Ale jeśli zapytasz mnie o to, czy miałem nadzieję przekonać czytelników do futurystyki, odpowiem, że nie. Nie wiedziałem, że istnieje jakikolwiek opór przed czytaniem o wizjach przyszłości.

KO: W całej serii bardzo wyraźnie przewijają się wątki filozoficzno-psychologiczne – to wynik zainteresowań czy wykształcenia?

MP: Filozofia i psychologia to treść życia. Wyjdziesz na ulicę i zaraz dostaniesz filozofią w łeb: wybrać pracę dobrze płatną i wątpliwą moralnie czy słabo płatną, ale za to związaną z wyznawanymi wartościami i zainteresowaniami? To jest, wbrew pozorom, zagadnienie filozoficzne, podobnie jak pierwsze pytanie, które mi zadałeś. Albo: widzisz, jak prym w naszym kraju wiodą niedouczeni krzykacze. Będziesz się temu przyglądał w milczeniu czy zabierzesz głos w debacie? To także zagadnienie filozoficzne i nie powiesz mi, że ten dylemat nie nawiedza cię przynajmniej raz dziennie. „Zło dzieje się wtedy, gdy dobrzy ludzie nic nie robią”, jak mówi przysłowie.
Psychologia także jest wszędzie: rozmawiasz ze znajomym na Facebooku i raptem przestajesz go rozumieć, wydaje ci się, że napisał pod twoim adresem coś obraźliwego. Od razu go zaatakujesz czy postarasz się wyjaśnić nieporozumienie? Gdzie tkwi klucz do zrozumienia, co miał na myśli? Może w zaimku „to”, którego użył w kluczowym momencie? Czy „to” oznacza to, co ci się wydaje, czy coś zupełnie innego? To psychologia komunikacji. „Ludzie używają dziesięć procent możliwości swojego mózgu” – to zdanie słyszę przynajmniej raz na tydzień. A przecież to jeden z wielu mitów. Gdy to stwierdzenie pada w mojej obecności, zawsze staram się łagodnie wyprowadzić rozmówcę z błędu. Ludzie, mówiąc o ludziach, o sobie, o relacjach, o swoich poglądach, wypowiadając oceny i wartościując, nieustannie pływają w oceanie psychologii.
Tak więc wystarczy, że zna się słowo „proza” i człowiek już wie, że mówi prozą. Wystarczy wiedzieć, czym jest filozofia i psychologia, by zdać sobie sprawę, że obie te dziedziny otaczają i przenikają nas nieustannie. Można wyrobić w sobie filozoficzny i psychologiczny instynkt i w miarę poprawnie się nimi posługiwać. Ten drugi zawodzi częściej niż pierwszy, bo człowiek jest bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać, więc rzecz jasna warto czytać.
Ja czytać muszę, bo taki mam zawód, że bez wiedzy, zwłaszcza psychologicznej, daleko nie zajadę. Więc chcę czy nie chcę, mam permanentnie udostępnione schematy poznawcze powiązane z psychologicznym nazewnictwem i sposobem opisywania zjawisk.

KO: Okazuje się, że żyjemy w bardzo skomplikowanym świecie. O tym też piszesz, o człowieku szukającym siebie, swojego człowieczeństwa i przepisu na nie w realium tudzież wirtualium. A gdzie Ty znajdujesz siebie?

MP: Wydaje mi się, że człowiek jest najbardziej tam, gdzie odczuwa spokój ducha. A raczej rzadko zdarza mi się odczuwać coś takiego. Wtedy gdy pozwalam sobie nic nie robić i czuć, że żyję, gdy czytam książki poświęcone fizyce, czy gdy jestem z rodziną i czuję puls życia. Czyli na pewno nie ma mnie w tym, co robię najczęściej. Cholera, wynika z tego, że wciąż błądzę. Ale skoro tak, to być może sentencję „Errare humanum est” należy interpretować zupełnie inaczej niż zwyczajowo. Błądzenie nie jest wyjątkiem, ale regułą. Być może nawet przeznaczeniem człowieka. Bo gdyby przebywał tylko w strefach, w których „się odnajduje”, to niczego by nie osiągnął.

(Całość wywiadu znajdziecie w #7 numerze magazynu "Coś na Progu")

Trwają wysyłki 7 numeru magazynu "Coś na Progu"

W #7 numerze magazynu "Coś na Progu", m.in.: Marcin Przybyłek, Ambrose Bierce, Jakub Ćwiek i H.G. Wells. Piszemy o Gibsonie, Matrixie i grozie w uniwersum Star Wars. Analizujemy cyberpunk w Japonii oraz w Rosji, atakże fenomen Cthulhupunka i Shadowruna. Podziwiamy odjazdy w seriach Tetsuo i Robocop. Szokujemy morderstwami Zodiaka, debiutem literackim i Tequilą... To wszystko i wiele więcej (m.in. aż cztery komiksy, wywiady, większa kolorowa wkładka oraz cosplayowa rozkładówka!) na 136 stronach pełnych weird fiction! Numer w niezmiennej cenie 9.90zł (wysyłka GRATIS!) można zamawiać w sklepie wydawnictwa: http://dobrehistorie.pl/magazine,12.html


czwartek, 20 czerwca 2013

KOSZMARNA GRA Z NAGRODAMI DLA CZYTELNIKÓW "Cieni spoza czasu"...

Masz już naszą książkę? To dobrze! Nawet jeśli już ją przeczytałaś/przeczytałeś, zabawa się nie kończy. Zapraszamy do koszmarnej, okultystycznej gry w zagadki i łamigłówki. Kluczem do rozpoczęcia zabawy są trzy ukryte w "Cieniach" LICZBY. Jeżeli w komentarzach pod tym  wpisem min. 30 osób poda wspomniane liczby w dowolnej kolejności, my podpowiemy co robić dalej... No i najważniejsze. Na końcu gry, na najbardziej wytrwałych śmiałków czekają NAGRODY... Niech Wielki Przedwieczny ma Was w opiece... A jeśli ktoś nie ma jeszcze naszej książki, może ją zgarnąć w sklepiku za całe dwie dychy: http://dobrehistorie.pl/book,1.html


środa, 19 czerwca 2013

PULP NA SMARTFONA I TABLETA (odcinek 1 - Atak Pająków!)

Kino spod znaku weird pulpy sprawdza się na małym ekranie smartfonów i tabletów, jak żadne inne. Polecamy Wam pewniaki na chwile zacnej rozrywki online przy śniadaniu, w autobusie albo na trawce pod drzewem.

Atak Pająków (Eight Legged Freaks, Arac-Attack)
2002/horror/komedia/SF

O co chodzi? Gigantyczne, zmutowane pająki najróżniejszych gatunków atakują małe miasteczko na peryferiach USA. Walkę z bestiami podejmują: młoda pani szeryf - Sam Parker, zakochany w niej, typowy „swój chłop” - Chris McCormack, który dopiero co powrócił w rodzinne strony oraz Harlan Griffith - ogarnięty paranoją kosmicznego spisku, DJ z miejscowej rozgłośni radiowej.

"Arac-Attack" to pierwszy Hollywoodzki film nowozelandzkiego reżysera Ellory Elkayema (ur. 1970), którego kilka milionów ludzi zna dzięki jednemu z odcinków serialu „Big Bang Theory”, w którym zademonstrowano wymyśloną przez niego aplikację z iTunes o nazwie „Pocket Whip". Ellory, jak się bowiem okazuje, jest nie tylko filmowcem, ale także zapalonym entuzjastą nowych mediów (stworzył produkującą aplikacje firmę App City).

Skąd pomysł na powrót do klasycznie pulpowego tematu jakim jest atak wielkich pająków? Wszystko zaczęło się jeszcze na studiach, kiedy to Elkayema postanowił zrealizować trwający trzynaście minut krótki metraż, będący hołdem dla hollywoodzkich horrorów z lat 50tych. Dzięki wsparciu nagrodzonego Oskarem Jamie Selkirka (producent „Władcy Pierścieni”), który dostrzegł jego potencjał oraz największego w historii grantu od nowozelandzkiego rządu, powstał obraz „Larger Than Life”. Krótki metraż Elkayema, to prosta historia grozy o zabarykadowanej w domu kobiecie, która odpiera atak ogromnych pająków. Pomysłowo zrealizowane efekty specjalne i nowatorskie podejście do tematu, zyskało poklask krytyków na festiwalu Telluride Film w 1998 roku. Dziełko młodzieńca dostrzegli także zawsze czujni, wielcy Hollywood - Dean Devlin (scenarzysta „Independence Day” i „Godzilli”) oraz reżyser Roland Emmerich. To oni namówili Elloy'ego do napisania pierwszej wersji scenariusza pełnometrażowej historii o ataku gigantycznych pająków.

Obraz początkowo miał nosić tytuł „Arac-Attack”, ale nazwę „Eight Legged Freaks” zaimprowizował na planie aktor David Arquette i tak już zostało. Historię Elkayema pomógł złożyć w całość, znający się na komedii - Randy Kornfield („Świąteczna gorączka”), a scenariusz powstał we współpracy z Jesse Alexandrem („Lost”, „Heroes”). Devlin i Emmerich wyłożyli trzydzieści milionów zielonych i cały zespół zabrał się ostro do roboty.

Eight Legged Freaks” pozytywnie wyróżnia się na tle innych produkcji tego rodzaju. Po pierwsze, trafiono w dobrą obsadę. Weteranka horrorów, Kari Wuhrer  („Thinner”, „Anakonda”, „Sliders”), zagrała panią szeryf. W rolę jej partnera wcielił się wspomniany już David Arquette (brat aktorki Rosanny Arquette, a prywatnie mąż Courteney Cox), który zasłynął dzięki serii „Scream” (miał zginąć w pierwszej odsłonie, ale na skutek reakcji publiczności, powrócił także w części drugiej i trzeciej). Do tego dochodzi wisienka na torcie - występ będącej u progu sławy, Scarlet Johansson (rok później wystąpiła w „Między słowami” i „Dziewczynie z perłą”, zdobywając światowy rozgłos). Druga mocna strona filmu to efekty specjalne (Elkaymen jako technologiczny geek, sam proponował wiele rozwiązań), które bronią się do dziś. Do tego dochodzi, nie zwalniająca tempa, wartka akcja i coś, bez czego dobry pulpowy horror nie może się obyć, czyli spora dawka humoru.


Wszystko to sprawia, że „Eight Legged Freaks” można śmiało porównać choćby do kultowych Crittersów, a wyprodukowane niedawno, droższe „Spiders 3D” (2013), "Atak pająków" zjada na śniadanie. Film znakomicie prezentuje się na małym ekranie (dostępny za free, np. w aplikacji na androida: Free Movies/Mobile Movie), a warto go sobie przypomnieć także dlatego, że ostatnimi czasy kariera Elkayemna znowu nabiera rozpędu. Ellory zachęcony wynikami sprzedaży aplikacji „Pocket Whip” (milion sprzedanych aplikacji przez pierwsze trzy dni na iTunes), wrócił niedawno do Nowej Zelandii i założył kolejną firmę, tym razem zajmującą się ebookami (Touch Tap Press). Twitter donosi, że reżyser właśnie podpisał lukratywny kontrakt z brytyjskim wydawcą, Penguin Books. Jego firma ma stworzyć dla Pingwina interaktywne ebooki na podstawie napisanej przez Elkayema trylogii fantasy, którą zekranizuje Hollywood. Zdolny i pomysłowy Ellory, wziął na siebie oczywiście obowiązki producenta i reżysera serii.  

Kunktator

Wkrótce wysyłki #7 "Coś na Progu"

Zbliża się koniec długiego czekania na #7 COSIA. Nie ględziliśmy chwilowo kiedy wysyłka, aby nie zmieniać kolejny raz terminów. Właśnie kopertujemy czasopismo! Wysyłkę zaczynamy jeszcze w tym tygodniu. Czekamy na ostatni element - dodawane do numeru jako pre-orderowy gratis COVER CD, wypełnione po brzegi cyber-pulpowymi multimediami! Ogromne dzięki za cierpliwość! Dziś doszła także pasza z magnezem, biotyną, niacyną i piwem dla gnomów pakowaczy! Po kwasie pantotenowym wyrastają im bonusowe ręce, więc wszystko powinno pójść już szybko i bezboleśnie. W numerze tym razem aż 136 stron, cztery komiksy, większa kolorowa wkładka i specjalna rozkładówka z fotosami! Cena bez zmian, wysyłka gratis! http://dobrehistorie.pl/magazine,12.html

sobota, 8 czerwca 2013

Okładka #7 "Coś na Progu"!


Przedstawiamy finalną okładkę nadchodzącego #7 "Coś na Progu" (ilustracja: Katarzyna Babis & Daniel Grzeszkiewicz). Wydłużony pre-order jeszcze trwa... http://dobrehistorie.pl/magazine,12.html Tematem przewodnim numeru jest tym razem CYBERPUNK! W środku znajdziecie m.in. nigdy wcześniej niepublikowane opowiadania Marcina Przybyłka i H. G. Wellsa oraz publicystykę Jakuba Ćwieka i Ambrose Bierce'a...





Szukaj