Pneumobilem przez wirtualium, czyli polskie oblicze cyberpunka:
wywiad z Marcinem Przybyłkiem. Przepytuje Krzysztof Ożog.
wywiad z Marcinem Przybyłkiem. Przepytuje Krzysztof Ożog.
KO: Skąd pomysł na napisanie powieści cyberpunkowej w
polskich realiach?
MP: Na to pytanie
odpowiadałem już dziesiątki razy. Odpowiem znowu i ponownie – inaczej niż
poprzednio, bo widzenie rzeczywistości wciąż się aktualizuje.
Teraz nie wiem, czy
w ogóle napisałem cyberpunk. Tak naprawdę to po prostu game-story, a potem
gamedec-story, zaś na końcu human-story czy wręcz humanity-story. Szczerze
mówiąc, chętnie powitałbym nowy termin na określenie gamedec-fiction. Ty wiesz
i ja wiem, że to w zasadzie nowy gatunek: futurystyka, psychologia, filozofia,
podważanie stereotypów, bunt i dopiero na końcu sieć. Kluczem jest mózg i nasze
wewnętrzne widzenie świata. Brain-fiction? Nie mam pomysłu. Wiem, że nie mogłem
pisać cyberpunka, bo go nie znałem. Stworzyłem coś swojego, z pewnością podobnego,
ale unikałem wpasowywania w jakikolwiek nurt.
Chyba rozumiem
jednak twoje pytanie. Masz na myśli: dlaczego, Przybyłek, wziąłeś się za
pisanie opowieści futurystycznej, związanej z wirtualiami, w kraju, gdzie prym
wiedzie skostniała banda czytelnicza, tolerująca prawie wyłącznie fantasy? Ba,
zacząłem w czasach, gdy owej bandy nie znałem, a gdy ją poznałem, przez wiele
lat nie docierało do mnie, jak sztywna jest w swoich poglądach i upodobaniach.
Ale nawet z tą wiedzą nie zmieniłbym tematyki. Ona mnie po prostu interesuje i
wciąż mam nadzieję, że zainteresuje więcej niż dziesięć osób.
KO: Pisałeś w nadziei, że czytelnicy przyjmą Twoje
pomysły z otwartymi ramionami?
MP: Mam wrażenie,
że pisałem do ludzi podobnych do mnie. Czujących jak ja. Kiedy piszę, z jednej
strony fascynuje mnie sama forma, chcę ją zapętlić, stworzyć maksymalnie dużo
nawiązań; zatem chodzi o urodę strukturalną dzieła. Z drugiej chodzi także o
treść, o opowieść. Tworząc serię „Gamedec”, nie zastanawiałem się, czy ktoś to
pojmie. Ostatnio przeczytałem wypowiedź przypisywaną Albertowi Einsteinowi.
Cytując z pamięci: „Jest wielu inteligentnych głupców, którzy czynią rzeczy
większymi i bardziej skomplikowanymi. Trzeba odrobiny geniuszu i wiele odwagi,
aby poczynić krok w kierunku przeciwnym”. Od dawna uczę się mówić nawet o
bardzo skomplikowanych rzeczach w sposób maksymalnie prosty i komunikatywny.
Mam wrażenie, że cały „Gamedec”, mimo postępującej komplikacji świata i
bohatera, jest łatwy w percepcji i czyta się go „lekko”. Więc tutaj problemu
nie ma. Jeśli kogoś interesują tylko sceny erotyczne, akcja, tempo i napięcie,
znajdzie je, być może nie zauważając warstwy filozoficznej.
Ale jeśli zapytasz
mnie o to, czy miałem nadzieję przekonać czytelników do futurystyki, odpowiem,
że nie. Nie wiedziałem, że istnieje jakikolwiek opór przed czytaniem o wizjach
przyszłości.
KO: W całej serii bardzo wyraźnie przewijają się wątki
filozoficzno-psychologiczne – to wynik zainteresowań czy wykształcenia?
MP: Filozofia i
psychologia to treść życia. Wyjdziesz na ulicę i zaraz dostaniesz filozofią w
łeb: wybrać pracę dobrze płatną i wątpliwą moralnie czy słabo płatną, ale za to
związaną z wyznawanymi wartościami i zainteresowaniami? To jest, wbrew pozorom,
zagadnienie filozoficzne, podobnie jak pierwsze pytanie, które mi zadałeś. Albo:
widzisz, jak prym w naszym kraju wiodą niedouczeni krzykacze. Będziesz się temu
przyglądał w milczeniu czy zabierzesz głos w debacie? To także zagadnienie
filozoficzne i nie powiesz mi, że ten dylemat nie nawiedza cię przynajmniej raz
dziennie. „Zło dzieje się wtedy, gdy dobrzy ludzie nic nie robią”, jak mówi
przysłowie.
Psychologia także
jest wszędzie: rozmawiasz ze znajomym na Facebooku i raptem przestajesz go
rozumieć, wydaje ci się, że napisał pod twoim adresem coś obraźliwego. Od razu
go zaatakujesz czy postarasz się wyjaśnić nieporozumienie? Gdzie tkwi klucz do
zrozumienia, co miał na myśli? Może w zaimku „to”, którego użył w kluczowym
momencie? Czy „to” oznacza to, co ci się wydaje, czy coś zupełnie innego? To
psychologia komunikacji. „Ludzie używają dziesięć procent możliwości swojego
mózgu” – to zdanie słyszę przynajmniej raz na tydzień. A przecież to jeden z
wielu mitów. Gdy to stwierdzenie pada w mojej obecności, zawsze staram się
łagodnie wyprowadzić rozmówcę z błędu. Ludzie, mówiąc o ludziach, o sobie, o
relacjach, o swoich poglądach, wypowiadając oceny i wartościując, nieustannie
pływają w oceanie psychologii.
Tak więc wystarczy,
że zna się słowo „proza” i człowiek już wie, że mówi prozą. Wystarczy wiedzieć,
czym jest filozofia i psychologia, by zdać sobie sprawę, że obie te dziedziny
otaczają i przenikają nas nieustannie. Można wyrobić w sobie filozoficzny i
psychologiczny instynkt i w miarę poprawnie się nimi posługiwać. Ten drugi
zawodzi częściej niż pierwszy, bo człowiek jest bardziej skomplikowany niż
mogłoby się wydawać, więc rzecz jasna warto czytać.
Ja czytać muszę, bo
taki mam zawód, że bez wiedzy, zwłaszcza psychologicznej, daleko nie zajadę.
Więc chcę czy nie chcę, mam permanentnie udostępnione schematy poznawcze
powiązane z psychologicznym nazewnictwem i sposobem opisywania zjawisk.
KO: Okazuje się, że żyjemy w bardzo skomplikowanym
świecie. O tym też piszesz, o człowieku szukającym siebie, swojego
człowieczeństwa i przepisu na nie w realium tudzież wirtualium. A gdzie Ty
znajdujesz siebie?
MP: Wydaje mi się,
że człowiek jest najbardziej tam, gdzie odczuwa spokój ducha. A raczej rzadko zdarza
mi się odczuwać coś takiego. Wtedy gdy pozwalam sobie nic nie robić i czuć, że
żyję, gdy czytam książki poświęcone fizyce, czy gdy jestem z rodziną i czuję puls
życia. Czyli na pewno nie ma mnie w tym, co robię najczęściej. Cholera, wynika
z tego, że wciąż błądzę. Ale skoro tak, to być może sentencję „Errare humanum
est” należy interpretować zupełnie inaczej niż zwyczajowo. Błądzenie nie jest
wyjątkiem, ale regułą. Być może nawet przeznaczeniem człowieka. Bo gdyby
przebywał tylko w strefach, w których „się odnajduje”, to niczego by nie osiągnął.
(Całość wywiadu znajdziecie w #7 numerze magazynu "Coś na Progu")
0 komentarze:
Prześlij komentarz