Adres facebook

wtorek, 4 września 2012

Coś na progu poleca opowiadania do czytania #2 (Joe Hill)

JOE HILL
"UPIORY XX WIEKU" 

Swego czasu mądrowałem się, że codziennie czytam jedno opowiadanie. Chciałbym zachęcić do takiego hobby innych i dlatego, będę regularnie opisywał teksty, które danego dnia wpadły mi w oko...

Łukasz Śmigiel

„Upiory XX wieku” to zbiór opowiadań, który przez długi czas omijałem szerokim łukiem. Powodów było kilka. Miałem już wcześniej krótki romans z opowiadaniami młodszego syna Kinga – Owena i nie czułem się nimi jakoś szczególnie dopieszczony. Zakładałem także, że cień wielkiego ojca nie musi wcale pozytywnie wpływać na twórczość jego synów. Dodatkowo wkurzał mnie napis wydawcy na okładce, który bezpretensjonalnie i bezsensownie krzyczał: „Współczesny horror ma nowego mistrza”. Za każdym razem, kiedy ważyłem książkę w ręku, w oko wpadało mi to hasełko i myślałem sobie – BEZ JAJ, po czym ponownie odkładałem ją na półkę.

Moja niechęć osłabła nieco, kiedy dowiedziałem się, że twórczość Hilla doceniło Bradbury Fellowship. Potem posypały się kolejne nagrody i właściwie nie było już odwrotu, wiedziałem że prędzej, czy później na bank przeczytam ten zbiorek (ozdobiony bardzo, ale to bardzo obleśną okładką w typowym stylu Albatrosa – fuj!). Ostatecznie upolowałem „Upiory” w taniej książce. Przed lekturą przypomniałem sobie w ramach ciekawostek występ dziewięcioletniego Hilla w Creepshow z 1982 roku (reż. George A. Romero) i wpadłem między kartki...

We wstępie twórczość Hilla zachwala Christopher Golden, którego można kojarzyć m. in. z książek o Hellboyu oraz wielu innych... co bardziej dziwacznych projektów i choć nie ufam mu jakoś szczególnie, po przeczytaniu całości „Upiorów...” (w ciągu jednego dnia!), absolutnie zgadzam się z jego porównaniami Hilla do klasyków – Ambrose'a Bierce'a, czy Williama Burroughsa. Przy czym „Upiory” nie pretendują wcale do zbioru opowiadań grozy. Mamy tu także teksty niegroźne i niefantastyczne, wszystkie pokazują jednak, że Hill nie musi się odżegnywać od rodowego nazwiska. Każde z tych opowiadań jest przykładem niezwykle zgrabnego, pisarskiego rękodzieła. Świetne pomysły, wykręcone fabuły, ostre zwroty akcji, żywe twisty i najważniejsze – dobre opowieści. Wrażenie robi także język, opisy i znakomite dialogi. Natychmiast zaciekawił mnie projekt scenariusza stworzonego przez obu Kingów juniorów. Owen wciąż jeszcze nie przekonał mnie do siebie, ale Hill ma ogromny potencjał.

Co polecam ze zbioru? Każde z tych opowiadań to świetna robota, ale dziś coś dla tych, którym brakuje czasu na jedno opowiadanie dziennie. Tekst nosi tytuł „Martwe drzewo” i zajmuje raptem niecałe trzy stroniczki książki. Podziwiam takie teksty. Hill ukrył na tych trzech stronach tak potencjalnie fajny pomysł, że bez trudu dałoby radę rozwinąć go w powieść. Na dodatek mamy stopniowanie napięcia i zagranie marsza pogrzebowego na emocjach czytelnika na końcu. Jak mawia mój znajomy... Robi robotę. Jesteście zaganiani? Nie macie czasu na powieść, nowelę, czy pełnowymiarowe opowiadanie? Przeczytajcie „Martwe drzewo” - trzy minuty tańca w parze z bardzo dobrą literaturą. 

Ł.Ś. 

2 komentarze:

  1. Dzięki, że rozwiałeś moje obawy, bowiem również wahałem się nad tą pozycją. Mam na koncie dwie powieści tego autora - jedna jest prawdziwym dnem w hollywoodzkim stylu, druga zaś to perełka godna następcy tronu. Stąd moje obawy. Jak tylko skończę pisać komentarz zawijam na allegro.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest rewelacyjny zbiór opowiadań, ale jedno z nich wybija się ponad poziom. Mam tu na myśli "Pop Art". Szerzej o tym opowiadaniu pisałam tutaj: http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2012/07/o-joe-hillu-pop-art.html

    OdpowiedzUsuń

Szukaj