Niewielkie, prowincjonalne miasteczko, obłąkani kultyści, Wielcy Przedwieczni oraz... mnóstwo irytujących łamigłówek. Przywitajcie Call of Cthulhu: Shadow of the Comet.
Kometa Obłędu
Kiedy w 1992 roku Infogrames wypuściło znakomite Alone in the Dark, było jasne, że żadne inne studio developerskie nie nadawało się lepiej do stworzenia gry w całości opartej o prozę Samotnika z Providence. Rok później, po uzyskaniu praw do Mitologii Cthulhu, developerzy z Infogrames zakasali rękawy i wydali Shadow of the Comet – pierwszą i zdaniem wielu najlepszą grę jawnie czerpiącą z dorobku H.P Lovecrafta.
Gracz wcielał się w Johna Parkera – dziennikarza, który wyrusza do miasteczka Illsmouth w Nowej Anglii by zbadać pewne tajemnicze zdarzenie z przeszłości, które miało jakiś związek z pojawieniem się na nieboskłonie Komety Halleya w 1834 roku. Na miejscu bohater szybko przekonuje się, że pod pozorami normalności miasto to kryje wiele przerażających sekretów, których zgłębienie może zaprowadzić wprost w objęcia szaleństwa...
Strasznie i topornie
Mimo że nigdy nie byłem wielkim fanem przygodówek point&click, Shadow of the Comet udało się przykuć mnie do monitora aż do ujrzenia napisów końcowych. Nie była to jednak miłość łatwa: niewygodny interfejs i frustrujące, często nielogicznie skonstruowane zagadki mocno dawały się we znaki. Pod tym względem gra postarzała się wyraźnie i gracze nieprzyzwyczajeni do tak zwanej „starej szkoły" prawdopodobnie odbiją się od wysokiego poziomu trudności. Na szczęście Shadow of the Comet może pochwalić się znakomitą muzyką (może z wyjątkiem tragicznie słabego voice-actingu), wciąż ładną, ręcznie rysowaną grafiką oraz, przede wszystkim, mrocznym klimatem miasteczka Illsmouth.
Kiedy po raz pierwszy natknąłem się na obłąkanych Indian oddających cześć przedwiecznym bóstwom, lub gdy uciekałem w panice przed oślizgłym potworem goniącym mnie korytarzami podziemnej świątyni odczuwałem taki sam dreszcz, jak podczas czytania najlepszych opowiadań Lovecrafta.
Warto? Mimo wszystko tak
Pomimo swojej toporności Shadow of the Comet wciąż jest prawdziwą gratką dla wielbicieli mitologii Cthulhu. Jeśli jeszcze nie graliście, warto nadrobić zaległości a potem... zagrać w część drugą, czyli Prisoner of Ice. Ale to tym kiedy indziej...
Piotr Kistela
0 komentarze:
Prześlij komentarz