Dynamiczna walka, eksploracja niczym w Tomb Raiderach oraz powietrzne bitwy na grzbiecie smoka. Oto Drakan - jedna z najbardziej niedocenionych, moim zdaniem, gier ostatnich kilkunastu lat.
W cieniu panny Croft
W latach dziewięćdziesiątych powstało mnóstwo udanych gier z gatunku action-adventure. Niestety z powodu olbrzymiej popularności pewnej pani archeolog większość z nich zostało skazanych na zapomnienie. A szkoda, bo w 1998 roku na rynku pojawiła się inna wirtualna heroina, która miała szansę zawalczyć o tytuł najpopularniejszej bohaterki gier video. Poznajcie Rynn oraz jej wiernego towarzysza, smoka Arokha.
Fabuła nie należy do najbardziej odkrywczych więc nie ma sensu się za bardzo o niej rozpisywać – ot, kolejne śmiertelne zagrożenie nawiedzające fantastyczną krainę, któremu zaradzić może jedynie duet składający się z dzielnej wojowniczki oraz jej zionącego ogniem kompana. Na szczęście fabularną miałkość rekompensuje świetny gameplay.
Smokiem i mieczem
Głównym „ficzerem” Drakana była właśnie współpraca pomiędzy Rynn a Arokhiem. Poziomy miały charakter otwarty i gracz mógł dowolnie decydować, w którym miejscu wyląduje smokiem by rozpocząć pieszą eksplorację. Miało to sens – dzięki Arokhowi Rynn mogła w szybkim tempie pokonywać duże dystanse i walczyć z wrogami zbyt potężnymi 'dla niej samej, jednak niektóre miejsca, takie jak świątynie czy pieczary mogły być zwiedzane jedynie przez samą bohaterkę.
Poruszając się na nogach Rynn musiała walczyć z najróżniejszymi kreaturami (klasyczny folklor fantasy) rozwiązywać całkiem ciekawie zaprojektowane zagadki środowiskowe oraz zbierać różnego rodzaju ukryte skarby. Podczas tych etapów bawiłem się niemal równie dobrze jak grając w Soul Reavera, który jest w moim odczuciu jedną z najlepszych gier action – adventure w historii ludzkości.
Prawdziwych rumieńców gra nabierała w momentach przejmowania kontroli nad smokiem Arokhiem. Te fragmenty wspominam najmilej – sterowanie olbrzymim gadem było zaskakująco wygodne a walki z latającymi kreaturami nawet dzisiaj mogą przyspieszyć bicie serca, szczególnie podczas bitew z bossami.
Grywalna nawet po latach
Pomimo kilkunastu lat na karku Drakan zestarzał się bardzo godnie. Różnorodne lokacje, od zaśnieżonych szczytów po tropikalne lasy mogą podobać się nawet dzisiaj, a dość wysoki poziom trudności zadowoli graczy kręcących nosem na uproszczenie dzisiejszych gier. Jeśli zawsze zastanawialiście się, jak to jest kierować potężną, ziejącą ogniem bestią, lub po prostu kochacie action-adventure, nie zastanawiajcie się, tylko sięgnijcie po ten wspaniały klasyk.
Piotr Kistela
Grałem w jedną i drugą grę ale chyba bardziej podoba mi się Tomb Raider. A swoją drogą czy tylko ja lubię bardziej grać w stare gry? Bardziej chce mi się np grać w starszego Tomb Raidera niż w najnowszą wersję. To chyba z sentymentu bo było sie wtedy jeszcze pięknym i młodym :) I wydaje mi się że obecne gry nie mają takiego klimatu jak stare. Poza tym kiedyś to nie można było zapisać gry i grało się godzinami. Ach ten pegazus :)
OdpowiedzUsuń