Aleksander Rudazow
Cienie nie potrafią mówić
(tłum. Agnieszka Papaj)
Antykwariat znajdował się w tak ciemnej bramie, że trzeba było iść niemal na ślepo. Wejście oświetlała jedna jedyna latarnia. Przyćmione światło mrugało nieustannie, sprawiając wrażenie, że za chwilę zgaśnie całkowicie.
Kaszyrin
nieśpiesznie wlókł się po zakurzonym bruku, nieprzerwanie rozglądając się i
nasłuchując. Co prawda słońce jeszcze nie zaszło, ale cienie wydłużyły się już
do granic możliwości. Chcąc, nie chcąc, trzeba było zachować ostrożność – w
portfelu schronił się pokaźny, szeleszczący plik banknotów. Ten, do którego
wybiera się Kaszyrin, przyjmuje tylko gotówkę.
Nie
od razu odnalazł zdobyty w wielkim sekrecie adres. Stara dzielnica, stare
budynki. Sądząc po zmurszałym otynkowaniu, nie jeden z tych bloków ma więcej
lat niż sam Kaszyrin.
Nad
schodami widnieje stary szyld – „Siedem pentagramów”. Niezwykła nazwa jak na
sklep. I interesy widocznie nie idą najlepiej. Jak okiem sięgnąć – żadnego
klienta. Zresztą, krążą słuchy, że bynajmniej nie handel stanowi główne źródło
dochodów właściciela „Siedmiu pentagramów”...
Kaszyrin
nacisnął klamkę i przez parę sekund stał tak, nie mogąc się zdecydować.
Wiedział, że jeśli przekroczy ten próg, nie będzie już odwrotu.
Być
może mimo wszystko by się rozmyślił. Jednak w tym momencie, jak na złość,
opuszczoną ulicą przejechał samochód. Volvo. W kolorze mokrego asfaltu – taki
sam, jakim jeździ Rasajew. Witka, wspólnik...
Rasajew
stanął mu przed oczami, jak żywy. Wysportowana sylwetka, szczera twarz i
nieskazitelny uśmiech... Kaszyrin na własne oczy zobaczył, jak Witka rozkłada
ręce i z wymuszonym współczuciem mówi: „Bez urazy, staruszku... Prawo dżungli,
sam rozumiesz... Akela chybił w skoku, wybacz...”
Ten
jego współczujący uśmieszek już trzeci tydzień stoi przed oczami Kaszyrina.
Dzisiejsza noc będzie decydująca. Jutro w południe zostaną sporządzone ostatnie
papiery i wszystkie akcje firmy trafią w ręce wspólnika.
Byłego
wspólnika.
Uchwyciwszy
się tej myśli, Kaszyrin przestał się wahać. Zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę
i wszedł do antykwariatu. Powiedziano mu ledwie słyszalnym szeptem, że „tam
rozwiązują problemy...i owszem, takie również!...”
-
Jeszcze zobaczymy, kto z nas będzie Akelą... -
burknął pod nosem Kaszyrin.
Nad
głową krótko brzęknął dzwoneczek. Kaszyrin zamknął za sobą drzwi i zamarł na
progu, rozglądając się niezdecydowanie. Okazało się, że w środku jest niewiele
jaśniej, niż na zewnątrz, jednak słabiutka lampka wystarczyła, żeby obejrzeć
raczej niezwykłe pomieszczenie.
Tak, bez
wątpienia sklepik wyglądał na podupadły. Poustawiane w starych gablotkach,
pokryte kurzem towary nie przykułyby uwagi nawet najbardziej niewybrednego
złodzieja. To tak, jakby kraść muzealne skorupy.
Ale za to jest
na co popatrzeć...
Wzdłuż ścian
powieszono sześć zmatowiałych luster w brązowych ramach. Jedno z nich było
popękane, drugie całkowicie rozbite – ot, na podłodze pobłyskuje zapomniany
odłamek.
Ktokolwiek
odpowiada za porządek w tym pomieszczeniu, nie radzi sobie z tym najlepiej.
Pierwsza
gablotka była po sufit zapchana książkami. Niektóre z nich w istocie wyglądały
na cenne, o czym świadczyły skórzane czy nawet metalowe oprawy. W zwykłych
sklepach takich nie uświadczysz.
W drugiej
wylegują się różnego rodzaju szkatułki i puzderka. Na niektórych wciąż jeszcze
można dostrzec rzeźbienia i ornamenty, jednak większość tak pociemniała od
upływu czasu, że zlewają się w jednolitą plamę atramentu.
W trzeciej
Kaszyrin dostrzegł starą broń. Nawiasem mówiąc, wybór nie był zbyt obfity.
Czarna, wyszczerbiona
włócznia, dwa wiekowe kindżały, tomahawk połączony z fajką, buława z wąsów
wieloryba, skrócony morgensztern bez kolców, katana w pochwie, przerdzewiała na
wskroś szabla, złamany bagnet z rękojeścią z kości słoniowej, skórzany bat,
proca i rewolwer Remington.
Czwarta pełna
była najróżniejszych figurek i statuetek. Glinianych, metalowych, z kamienia,
drewna czy szkła... Wiele z nich nadgryzł ząb czasu, w niektórych brakowało
kończyn czy nawet głowy. Bynajmniej nie
wszystkie przedstawiały ludzi – można tu było znaleźć zwierzęta, rośliny,
mityczne stwory...
W piątej
ułożono biżuterię. Pierścienie, broszki, kolczyki – te, w rzeczy samej, muszą
być coś warte... Co prawda, trudno je uznać za coś szczególnego. Większość
wygląda dość niepozornie.
Szóstą gablotkę
zdominowały pamiątki z „tworzyw naturalnych”. Zasuszone rośliny, wypchane
zwierzęta, amulety z czyichś pazurów i zębów. A nawet ludzka czaszka.
Kaszyrin
zaprzestał dalszych obserwacji, ale w „Siedmiu pentagramach” nie brak i innych
gablotek, również wypełnionych najróżniejszymi szpargałami i bibelotami – były
tu kubki, półmiski, rękawiczki, parasolki, wachlarze, laski, talie kart, stosy
obrazów, miedziany samowar czy stary gramofon...
-
Mogę w czymś pomóc? - zza pociemniałej lady
doleciał ledwie słyszalny szept.
Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie.
Kaszyrin po
raz pierwszy zwrócił uwagę na sprzedawcę. Do tej chwili nie zauważył zgarbionej
postaci, przyobleczonej w zatłuszczony
strój o trudnej do określenia barwie i kroju. Twarz skrywała się pod głębokim
kapturem, bardziej przypominającym mnisi kłobuk. Wystawały tylko dłonie –
drobne, kościste, o nabrzmiałych żyłach i skórze tak żółtej, jakby właściciel
cierpiał na najcięższą odmianę żółtaczki.
-
Ja do Pana od... - zaczął Kaszyrin.
-
Nie interesuje mnie to – przerwał mu sprzedawca.
- Nie interesuje mnie pana imię, a pana nie powinno interesować moje. Przyszedł
pan do mnie – czyli jestem panu potrzebny. Pan chce kupić, a ja pragnę
sprzedać. Nic innego się nie liczy.
Jego
świszczący głos brzmiał chorobliwie i nienaturalnie. Mówił na przydechu i lekko
seplenił.
- Kupić... No
cóż, to brzmi...sensownie – przyznał Kaszyrin. - Powiedziano mi, że pan
rozwiązuje... problemy. Drażliwe problemy.
-
Owszem, to prawda. Na czym polega pański
problem?
Całe opowiadanie znajdziecie w # 2 numerze pulp magazynu "Coś na progu" (premiera - maj 2012)
Aleksander Walentinowicz
Rudazow, urodzony w Prima Aprilis roku 1981. w Samarze, gdzie
mieszka po dziś dzień. Posiadacz kasztanowych włosów i zielonych oczu.
Wykształcenie wyższe techniczne.
Siły i czas poświęca pisaniu
książek. Profesję wybrał w wieku lat pięciu, gdy po lekturze pierwszej książki
postanowił stworzyć taką samą. W efekcie, pierwsze opowiadanie napisał w wieku
lat sześciu, pierwszą powieść – szesnastu.
Na rynku zadebiutował jednak
dopiero piątą powieścią, Arcymagiem. Ukazała się nakładem wydawnictwa
Armada, by w tym samym 2005 roku zdobyć nagrodę "Miecz bez imienia"
tegoż wydawnictwa oraz zająć III miejsce w kategorii "Najlepszy debiut
książkowy" na festiwalu fantastycznym "Gwiezdny most 2005”.
Autor interesuje się
historią, mitologią, mistyką, biologią, geografią, kulturą różnych ludów. Jego
ukochany sport to nurkowanie. Z muzyki preferuje rock, piosenki
patriotyczne i humorystyczne. Jego ulubiony autor oraz niedościgniony wzór to
Terry Pratchett.
0 komentarze:
Prześlij komentarz