Adres facebook

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Coś na progu recenzuje: "Skrzydlata trumna" (Marcin Wroński)

Uskrzydlić Lublin...

Przedwojenny Lublin to żadna spokojna mieścina. Pod osłoną nocy na jaw wychodzi druga twarz miasta: gangi handlujące morfiną, drobni przestępcy i wytrawni gracze, którzy nie zawahają się przed niczym, by bronić swoich interesów.

W roku 1936 w Lubelskiej wytwórni Samolów, stróż nocny, niejaki Suska, popełnia samobójstwo. Śledztwem ma zająć się Maciejewski, który dostaje rozkaz szybkiego umorzenia sprawy. Proste z pozoru zadanie komplikuje się, kiedy lokalna gazeta dociera do nowych faktów dotyczących Suski. Maciejewski nie licząc się z konsekwencjami ignoruje odgórny nakaz milczenia i zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę. Wplątuje się w grubą intrygę, której szczegóły pozna dopiero po II wojnie światowej przesiadując w rosyjskim areszcie.

Wroński w,, Skrzydlatej trumnie” skonstruował bohatera skomplikowanego, który na dodatek ciągle ewoluuje. Maciejewski to postać o co najmniej kilku twarzach. Nieprzewidywalny i niekiedy zawadiacki wyrasta na jednego z barwniejszych bohaterów, jakiego czytelnik może sobie tylko wymarzyć. Autor rozbudowuje wątki poboczne z poprzednich części cyklu, okraszając je jak zwykle historycznym sztafażem. Na szczęście nie popada przy tym w faktograficzną manię. Jego książka nie jest kompilacją turystycznego przewodnika i retro-kryminału. Wrońskiego cechuje skrupulatność, ale także językowy rozmach, który umiejętnie wykorzystuje kreśląc zarazem pejzaż przestępczego półświatka jak i charaktery pobocznych postaci. Miłośnicy lubelskiej sagi znajdą tu rozwinięcie dylematów sygnalizowanych w poprzednich częściach. Nie zabraknie nawiązań do morfinowego nałogu Róży, rozmów Maciejewskiego przy butelce spirytusu, ani tarć ze współpracownikami policji.

Oszczędne opisy miejsc i sporo dialogów w pierwszej chwili kojarzą się z budową scenariusza filmowego. Wroński nie pozostaje jednak na etapie lapidarnej mowy, lecz pozwala postacią żyć własnym życiem. Cudownie wypada scena, kiedy rozmarzona pracowniczka biblioteki snuje na temat Maciejewskiego romantyczno-kryminalne przypuszczenia. Autor umiejętni bawi się stylizacją, czyniąc co niektóre fragmenty książki lekkimi, a zarazem bogatymi w rozmaite konteksty. Czy jednak znajomość historycznych realiów i dobry styl wystarczą, aby dodać lekturze skrzydeł?

Wroński zatacza w ,,Skrzydlatej trumnie” beczki i wykonuje ryzykowne akrobacje. Nie jest to lot nurkowy, ale nie jest to też bezproblemowe wznoszenie się ku niebu - mam raczej wrażenie, że fabularny silnik lekko się miejscami krztusi i rzęży. Rozgrywanie książki w dwóch planach czasowych kosztuje nieco impetu. Akcja nie toczy się z prędkością F-16, a raczej Iskry. Duża ilość pobocznych wątków i dygresji miejscami odciąga uwagę od kryminalnej oprawy. Napięcie w książce skacze jak igła wysokościomierza – raz fabuła gna do przodu, by nagle ugrzęznąć na pułapie rozmów z sąsiadką czy opisów brutalnego przesłuchania, które dla fabularnego silnika mają drugorzędne znaczenie.

,,Skrzydlata Trumna” broni się w moim odczuciu lepiej jako element cyklu, niż jako samotna historia. Stali czytelnicy Wrońskiego będą mogli śledzić dalsze losy dobrze znanych im postaci i obserwować jak te zmieniają się na przestrzeni lat. Tym jednak, którzy chcieliby dopiero poznać kryminalne zagadki Lublina, zalecam sięgnąć najpierw po poprzednie książki Wrońskiego. Dzieje Maciejewskiego zdecydowanie warto poznać, ale i samolotu nie zaczyna się przecież oglądać od ogona. 

Szymon Stoczek 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Szukaj