Na wakacje przygotowaliśmy dla naszych Czytelników COŚ ekstra! Numer trzeci magazynu "Coś na Progu" będzie numerem specjalnym. W wakacje i Święta, mamy zamiar raczyć Was zawsze duuuuużą ilością znakomitych opowiadań. Już w lipcu, na ponad stu stronach znajdziecie teksty m.in: Roberta E. Howarda, Artura Conan Doyla, Franka Herberta, Roberta Sheckleya, Dashiella Hammetta i innych wybitnych pulp pisarzy. Poznacie nigdy wcześniej niepublikowane w Polsce historie niezwykłych bohaterów i przeczytacie wywiady ze słynnymi autorami. W ramach zapowiedzi, zapraszamy do lektury fragmentu opowiadania o przygodach Sherlocka Holmesa i Nata Pinkertona w Rosji...
Przygody Sherlocka Holmesa i Nata Pinkertona w Rosji
Tajemnica Fontanki
(tłum. Agnieszka Papaj)
I.
 W gabinecie naczelnika wydziału śledczego w Petersburgu, dokąd 
weszliśmy razem z Sherlockiem Holmesem, panowało niezwykłe ożywienie. 
Sam naczelnik, siedząc za biurkiem, poważnie i z przejęciem dyskutował o
 czymś z wysokim szczupłym jegomościem. Twarz owego mężczyzny od razu 
zwróciła moją uwagę. Było coś znajomego w tym energicznym profilu, w 
szczelnie zaciśniętych ustach i orlim nosie. Oprócz tej dwójki w 
gabinecie znajdowało się co najmniej piętnastu detektywów, którzy co i 
rusz wymieniali się pełnymi ekscytacji spostrzeżeniami.
    Jak tylko weszliśmy do pomieszczenia, naczelnik wydziału śledczego spojrzał w naszą stronę i krzyknął radośnie:
-    Ach, doskonale! Tylko pana, panie Holmes i pana, doktorze Watson nam     brakowało...
Z
 tymi słowami uścisnął nam dłonie i zwrócił się do wysokiego, schludnie 
ogolonego mężczyzny, z którym rozmawiał, gdy wchodziliśmy.
    Jednak Holmes uprzedziło go.
    Sam podszedł do tego człowieka, który z uśmiechem wyszedł mu naprzeciw i podał mu rękę.
-   
 Myślę, panie Pinkerton, że nie trzeba nas sobie przedstawiać, 
zawsze rozpoznamy się nawzajem, chociaż do tej pory nigdy się nie spotkaliśmy.    
-    W rzeczy samej! - odrzekł wesoło słynny amerykański detektyw Nat Pinkerton, ściskając dłoń Holmesa.
I, zwracając się w moją stronę, spytał:
-    A to zapewne pański przyjaciel, doktor Watson? Cieszę się, że w końcu mogę poznać obu panów osobiście!
    Po przyjacielsku uścisnęliśmy sobie dłonie.
   
 To spotkanie dwóch słynnych detektywów wywołało niezwykłe poruszenie 
wśród agentów petersburskiego wydziału kryminalnego. Nazwiska Sherlocka 
Holmesa i Nata Pinkertona przechodziły kolejno z ust do ust. A fakt, iż 
obaj zostali poproszeni o pomoc w rozwiązaniu tej samej sprawy, 
powodował, że sytuacja wydawała się jeszcze ciekawsza.
   
 Wśród obecnych znajdowali się zarówno wielbiciele Pinkertona, jak i
 zwolennicy Holmesa. Dlatego to tu, to tam można było usłyszeć ciche 
szepty:
-    A niech to diabli, ja pracuję z Sherlockiem!    
-    A ja z Pinkertonem.    
-    Bez wątpienia wygra Holmes!    
-    Co?!    
-    Oczywiście!    
-    Jeszcze czego! Nat Pinkerton jest bardziej błyskotliwy! On pierwszy rozwikła zagadkę!
-    Nigdy w życiu!
   
 Rozgorączkowani detektywi w zupełności zapomnieli, iż oba przedmioty 
ich sporu znajdują się w tym samym pomieszczeniu i, podnieceni kłótnią, 
podnosili głos, aż zapanował zupełny harmider.
   
 A tymczasem Sherlock Holmes i Nat Pinkerton, od razu zorientowawszy się
 w czym rzecz, z uśmiechem przyglądali się kolegom, gotowym szarpać się 
nawzajem za włosy.
    Ja również z zainteresowaniem obserwowałem tę scenę.
    Nagle Nat Pinkerton zwrócił się do Holmesa.
-   
 Drogi     kolego! - powiedział. - Jak na prawdziwego Amerykanina 
przystało, ten zakład strasznie przypadł mi do gustu! W rzeczy samej, 
    dlaczego nie pójść za tym przykładem? Każdy z nas weźmie sobie     
do pomocy kolegów, którzy sami zechcą z nim pracować.    
-    Proszę kontynuować! - rzekł Holmes z uśmiechem.     
-   
 Zakład     nie zaszkodzi sprawie. Wręcz przeciwnie, doda obu stronom 
otuchy i energii. A i sama praca stanie się o wiele ciekawsza. Co pan na
 to?
-    Nie mam nic przeciwko! - wesoło wykrzyknął Sherlock Holmes.
-    Wspaniale! Liczyłem na to, że się pan zgodzi!
-    Ale jaki zakład pan proponuje?
-   
 Pieniężny, oczywiście! - odpowiedział Nat Pinkerton. - My, Amerykanie 
mamy     zwyczaj odmierzać czas i pracę właśnie za pomocą pieniędzy.    
 
-    Zatem, o jakiej sumie mówimy?    
-    Pięćset dolarów. Innymi słowy – tysiąc rubli. Tyle przegrany zapłaci zwycięzcy.     
-    Zgoda.
   
 W miarę rozwoju dyskusji między detektywami, ogólny spór ustał i teraz 
wszyscy z natężoną uwagą słuchali znamienitych cudzoziemców. Jak tylko 
zakład został zawarty, w pomieszczeniu rozległa się zgodna burza 
oklasków.
   
 Sam naczelnik wydziału śledczego, przysłuchując się wszystkiemu od 
początku do końca, z uśmiechem obserwował rozwój wydarzeń.Zobaczywszy, 
że szczegóły zakładu zostały ustalone, podszedł do nas.     
-   
 Bardzo się cieszę i z całego serca popieram ten pomysł! - wygłosił 
on. - Zobaczymy, kto będzie dzierżyć palmę pierwszeństwa i komu będziemy
 gratulować wygranej. A teraz,     panowie, poproszę was wszystkich o 
uwagę! Pozwólcie, że nakreślę wam sprawę. Pamiętajmy, że w takich 
wypadkach nie należy tracić czasu i często pośpiech w całości decyduje o
 sukcesie.
II.
    Kiedy rozmowy ucichły i wszyscy zajęli swoje miejsca, naczelnik policji przemówił:
„Drodzy
 panowie! Sprawa, dla której wezwałem waz tutaj, zdecydowanie wykracza 
poza szereg zwyczajnych przestępstw. Jest ona o tyle niezwykła, że nawet
 przez chwilę nie zastanawiałem się nad tym, czy należy prosić o pomoc 
naszych znamienitych gości: pana Sherlocka Holmesa i pana Nata 
Pinkertona, którzy przypadkowo znaleźli się w tym samym czasie w naszym 
Petersburgu.     Sprawa wygląda następująco.
   
 Dwa miesiące temu jeden z moich agentów doniósł o następującym 
wydarzeniu: spacerując po nabrzeżu Newy, niedaleko Ogrodu Letniego 
zauważył nietypową łódź motorową, płynącą z zawrotną prędkością po 
drugiej stronie rzeki.
    Łódź nie była oznakowana.
   
 Chcąc nałożyć mandat na właściciela, poinstruował funkcjonariusza 
policji rzecznej, aby ten zatrzymał łódź, jednak ta, nie zwracając 
żadnej uwagi na jego gwizdek, czmychnęła w stronę Fontanki i na pełnym 
gazie pomknęła przez kanał.
   
 Podczas gdy agent próbował dobiec do transportu, łódka zdążyła się 
ukryć. Zamierzając mimo wszystko ją dogonić, popłynął on wzdłuż 
Fontanki, rozpytując o motorówkę marynarzy pracujących na barkach oraz 
ludzi w porcie. Jakież było jego zdziwienie, gdy zewsząd otrzymywał 
jednakową odpowiedź: „Nie widzieliśmy!”.
    Przepłynął całą Fontankę, jednak łódź przepadła jak kamień w wodę.
    I zdecydowanie nikt jej nie widział.
   
 Wydało mu się to na tyle dziwne, że uznał za swój obowiązek 
poinformować mnie o całym zajściu. Wezwałem policję rzeczną i opierając 
się na słowach agenta, podałem dokładny opis łodzi motorowej. Jednak 
funkcjonariusze oznajmili, że takiej łodzi w Petersburgu nie ma. Jak 
sami widzicie, sam ten początek sprawia, że historia robi się niezwykle 
ciekawa”.
   
 Naczelnik zamilkł i spojrzał na swych słuchaczy. Jednak wszyscy oni 
milczeli w skupieniu, czekając na ciąg dalszy. W takim razie, po 
króciutkiej pauzie, przemówił ponownie.
III.
   
 „Muszę się przyznać, że w pierwszej chwili przyszło mi do głowy, iż 
agent był troszkę tego... pod wpływem. I że całą tę historię można 
złożyć na karb bogatej fantazji, wywołanej nadmiernym upojeniem. Jednak 
niedawno miało miejsce pewne wydarzenie, które zmusza mnie do spojrzenia
 na tę sprawę z zupełnie innego punktu widzenia.
    A wszystko zaczęło się wczoraj.
   
 Prawdopodobnie słyszeli już panowie o tajemniczym zniknięciu 
siedemnastoletniej córki księcia Obodolewa! Piszą o tym we wszystkich 
gazetach. Książę mieszka w domu na nabrzeżu Wyspy Wasylewskiej. Jego 
córka, księżniczka Olga, jest niezwykle urodziwą panną i dopiero co 
odbył się jej debiut towarzyski.
   
 Wczoraj, o piątej popołudniu księżniczka znajdowała się w swoich 
komnatach. Wszyscy ją widzieli i wiadomo, że tego dnia nie planowała 
opuszczać domu. O wpół do szóstej jej matka, księżna Jelizawieta 
Nikołajewna, posłała po córkę w jakiejś sprawie. Jednak... Olgi nie było
 w sypialni.
   
 Na początku rodzice pomyśleli, że księżniczka postanowiła jednak dokądś
 wyjść i nie zwrócili szczególnej uwagi na jej zniknięcie. Jednak mijały
 godziny, a Olga wciąż nie wracała.
   
 Nadszedł wieczór. W domu nastąpiło zamieszanie, zaczęto się niepokoić, 
wypytywać czy ktoś nie widział księżniczki. Lecz nikt nie zauważył, żeby
 wychodziła z pałacu.
   
 Odźwierny nie odchodził od wejścia frontowego, w kuchni bez przerwy 
znajdował się kucharz, jego pomocnik i pomywaczka. Jednak żadne z nich 
nie zauważyło, żeby Olga wychodziła przez główne lub tylne wyjście.
    Wtedy powiadomiono mnie o całym zajściu.
   
 Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Z raportu straży przybrzeżnej 
wynika co następuje: Około godziny piątej lub chwilę później stróż 
patrolujący przystań finlandzkiego przedsiębiorstwa okrętowego, Iwan 
Minolajmen widział, jak w pobliżu opuszczonej barki, niedaleko portu, 
zatrzymała się łódź motorowa podobna do tej, którą opisał mi agent 
Wiszniakow.
   
 Z łodzi wyszło dwóch mężczyzn. Początkowo wdrapali się na barkę, a 
następnie przeskoczyli na brzeg i... zniknęli. Byli dobrze ubrani, lecz 
agent nie zapamiętał ich fizjonomii, gdyż jego uwagę rozpraszały okręty 
wpływające i wypływające z portu. Jednak zauważył on, że po kilku 
minutach ci sami jegomoście ponownie znaleźli się na barce. Nieśli ze 
sobą długi tobół przypominający pierzynę. Mężczyźni znieśli ciężar na 
łódź i zaraz potem motorówka na pełnej prędkości odpłynęła w nieznanym 
kierunku.
    To wszystko, co do tej pory udało nam się ustalić.
    Jedno jest pewne – tajemnicza łódź istnieje i podejrzewam, że ma ona jakiś związek z porwaniem księżniczki”.
    Naczelnik policji zamilkł i spojrzał na obecnych.
-    Związek bez wątpienia jest! - wykrzyknął Nat Pinkerton.
    Holmes w milczeniu pokiwał głową...
(Całość opowiadania znajdziecie w trzecim numerze czasopisma "Coś na Progu" - lipiec/sierpień) 
 

0 komentarze:
Prześlij komentarz