Krwawy drybling – recenzja
,,Zanim znowu zabiję” Mariusza Czubaja
"Zanim
znowu zabiję” to kryminalny mecz, który ucieszy nie tylko fanów
sportu, ale także wyjadaczy dobrego kryminału. Rudolf Heinz
rozgrywa tu jako główny napastnik, mając do pomocy jedynie swojego
nauczyciela karate i przyjaciół od blaszki. Gra nie jest prosta –
początkowa sprawa samobójstwa Jacka Kosa, piłkarza reprezentacji,
wkrótce znacznie się komplikuje. Nie dość, że Mariusz Czubaj
wprowadza na boisko ogrom podejrzanych typów powiązanych z czarną
stroną piłki nożnej, to jeszcze na dokładkę Heinza prześladują
widma przeszłości. Inkwizytor, który dawniej prawie spalił go
żywcem, opuszcza szpital psychiatryczny (i to bynajmniej nie na
zwolnieniu warunkowym), a ojciec Rudolfa nagle po latach doprasza się
o uwagę syna, który już lata temu dawno usadził go na ławce
rezerwowych.
Pierwsza
połowa meczu należy w całości do autora. Barwny język i mnogość
metafor świetnie współgrają z mentalnością samego rozmiłowanego
w jazzie policjanta. Dzięki temu kryminalna gra nie nudzi nawet w
pierwszych minutach, a śledzenie ruchu słowa dostarcza tyle samo
radości, co efektowny początek niejednego meczu. Akcja rozkręca
się na dobre w okolicach dwudziestej minuty (okolice 50 strony) i
nie zwalnia aż do przerwy. Rudolf gra koneksjami, przepytuje
świadków próbując rozwikłać zagadkę samobójstwa warszawskiego
piłkarza, w której nagle aż roi się od trupów, a w tle gra
Hendrix, opłakują parę prezydencką, a do Sandomierza zbliża się
fala powodziowa…
Wynik
pierwszej połowy? 2:0 dla Mariusza Czubaja. Żadnych słabości w
jego zespole. Druga część przebiega niemal równie gładko. Mamy
wszystko to, co fani kryminału lubią – kilku podejrzanych i
śledztwa, w które wikłają się coraz to nowi zawodnicy serwując
czytelnikowi morderczy drybling. Fabuła prowadzona jest wzorcowo
niemal aż do ostatnich partii książek, w której zespół autora
dostaje lekkiej zadyszki. Obrońcy nie kryją swoich sekretów tak
zręcznie, jak jeszcze w pierwszej połowie. Bardziej od błędów
Czubaja zdradza ich konwencja. Rozwiązanie sprawy i zwycięska
bramka aż tak nie zaskakuje, a szkoda. Ostateczny wynik? 5:1, a
mogło być jeszcze wyżej, gdyby tylko inaczej rozegrać dogrywkę.
Szymon Stoczek
0 komentarze:
Prześlij komentarz