Adres facebook

piątek, 29 czerwca 2012

Coś na Progu recenzuje: "Zanim znowu zabiję” (Mariusz Czubaj)



Krwawy drybling – recenzja ,,Zanim znowu zabiję” Mariusza Czubaja

"Zanim znowu zabiję” to kryminalny mecz, który ucieszy nie tylko fanów sportu, ale także wyjadaczy dobrego kryminału. Rudolf Heinz rozgrywa tu jako główny napastnik, mając do pomocy jedynie swojego nauczyciela karate i przyjaciół od blaszki. Gra nie jest prosta – początkowa sprawa samobójstwa Jacka Kosa, piłkarza reprezentacji, wkrótce znacznie się komplikuje. Nie dość, że Mariusz Czubaj wprowadza na boisko ogrom podejrzanych typów powiązanych z czarną stroną piłki nożnej, to jeszcze na dokładkę Heinza prześladują widma przeszłości. Inkwizytor, który dawniej prawie spalił go żywcem, opuszcza szpital psychiatryczny (i to bynajmniej nie na zwolnieniu warunkowym), a ojciec Rudolfa nagle po latach doprasza się o uwagę syna, który już lata temu dawno usadził go na ławce rezerwowych.

Pierwsza połowa meczu należy w całości do autora. Barwny język i mnogość metafor świetnie współgrają z mentalnością samego rozmiłowanego w jazzie policjanta. Dzięki temu kryminalna gra nie nudzi nawet w pierwszych minutach, a śledzenie ruchu słowa dostarcza tyle samo radości, co efektowny początek niejednego meczu. Akcja rozkręca się na dobre w okolicach dwudziestej minuty (okolice 50 strony) i nie zwalnia aż do przerwy. Rudolf gra koneksjami, przepytuje świadków próbując rozwikłać zagadkę samobójstwa warszawskiego piłkarza, w której nagle aż roi się od trupów, a w tle gra Hendrix, opłakują parę prezydencką, a do Sandomierza zbliża się fala powodziowa…

Wynik pierwszej połowy? 2:0 dla Mariusza Czubaja. Żadnych słabości w jego zespole. Druga część przebiega niemal równie gładko. Mamy wszystko to, co fani kryminału lubią – kilku podejrzanych i śledztwa, w które wikłają się coraz to nowi zawodnicy serwując czytelnikowi morderczy drybling. Fabuła prowadzona jest wzorcowo niemal aż do ostatnich partii książek, w której zespół autora dostaje lekkiej zadyszki. Obrońcy nie kryją swoich sekretów tak zręcznie, jak jeszcze w pierwszej połowie. Bardziej od błędów Czubaja zdradza ich konwencja. Rozwiązanie sprawy i zwycięska bramka aż tak nie zaskakuje, a szkoda. Ostateczny wynik? 5:1, a mogło być jeszcze wyżej, gdyby tylko inaczej rozegrać dogrywkę. 

Szymon Stoczek 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Szukaj