Adres facebook

wtorek, 29 maja 2012

Coś na Progu rozmawia: Medyk sądowy na miejscu przestępstwa (fragment)


Wywiad kryminalny cz. 2
 Medyk sądowy na miejscu przestępstwa: Oględziny (fragment)

Łukasz Szleszkowski: Trzymając się przyjętej konwencji naszej rozmowy, jeszcze raz odniosę się do fikcji filmowej. Muszę co prawda przyznać, że ja na ogół nie oglądam filmów kryminalnych, bo wychodzę z założenia, że piekarz nie ogląda filmów o pieczeniu chleba. To, co chcę wskazać jako istotną różnicę, to realny czas trwania czynności na miejscu przestępstwa i czas potrzebny na sformułowanie wniosków.
W filmach na miejsce znalezienia zwłok przyjeżdża piękna blondynka, która po pięciu minutach oględzin, polegających na nachylaniu się nad zwłokami, wie już w zasadzie wszystko, co potrzebne jest, by zrekonstruować całe zdarzenie kryminalne: kiedy ta osoba zmarła z dokładnością co do minuty, jaka była przyczyna zgonu, jakie okoliczności towarzyszyły śmierci tej osoby.
Prawda jest taka, że oględziny są nierzadko niezwykle trudną czynnością odbywającą się w bardzo różnych warunkach. Najczęściej są to miejsca takie jak meliny, piwnice, parki, lasy, a zatem obszary trudno dostępne i słabo oświetlone. Zwłoki będące przedmiotem oględzin są często brudne, pokryte błotem, pracować trzeba na czworakach, czasem podczas padającego deszczu.
Tomasz Jurek: Czynności przeprowadzane w terenie są znacznie trudniejsze; jesteśmy w jesiennym lesie, a co w nim zastaniemy – tego początkowo czasem nawet nie wiadomo. Zwłoki znajdowane w terenie przeważnie odkrywane są przypadkowo, po znacznym upływie czasu od chwili śmierci. Do ich ujawnienia przyczyniają się psy znajdujące lub rozgrzebujące miejsca ukrycia zwłok, dzikie zwierzęta poszukujące zdobyczy, a także warunki pogodowe – na przykład ulewne deszcze odsłaniające to, co miało pozostać nigdy nieodnalezione. W takim miejscu zastajemy pełno liści, gałęzi i coś, co być może było człowiekiem, ale z uwagi na upływ czasu nie można tego od razu stwierdzić. Często dopiero rozpracowanie tych wielu kwestii potwierdza, że są to zwłoki ludzkie. Praca w terenie, szczególnie wtedy, kiedy jest tam bujna roślinność, wymaga wzmożonej uwagi i angażuje znacznie więcej środków niż oględziny zamkniętego pomieszczenia. Czasami są to przeżycia wręcz ekstremalne. Niech za przykład posłuży przypadek odkrycia zwłok w miejscu, które nie było miejscem zbrodni – głęboka zasypana studnia; żeby zwłoki wydobyć, należało je najpierw odkopać, spuszczając się w głąb na linie.
Ł. Sz.: Ja z kolei uczestniczyłem w oględzinach osoby powieszonej na drzewie, ale tak wysoko, że musiały się odbywać z kosza podnośnika straży pożarnej. Innym dziwnym miejscem były oględziny zwłok znajdujących się na starej, stojącej na bocznicy lokomotywie parowej. Mamy też taki przypadek, jak upadek samobójcy ze znacznej wysokości w centrum miasta, na chodnik dużej, ruchliwej ulicy o godzinie 15:00. Głowa jest zmiażdżona, odłamki złamanych kości czaszki są porozrzucane w promieniu kilku metrów, pomiędzy nimi znajdują się fragmenty mózgu. Policja osłania teren, taśmy zabezpieczające uginają się pod naporem tłumu gapiów, bo każdy chce być bliżej i zobaczyć trupa. Nieważne, że policja próbuje nad tą sytuacją zapanować i coś tłumaczy; wśród tłumu nie ma najczęściej zrozumienia dla charakteru tych czynności. Z okien obserwuje nas cała kamienica, bo w końcu coś się dzieje, więc wszyscy się tym interesują, a my w tym czasie musimy zwłoki rozebrać i obejrzeć. Na szczęście na takie okazje policja ma specjalne namioty, które pozwalają na przeprowadzenie tych czynności mimo tak niesprzyjających okoliczności. Nie chodzi tylko o to, że to po prostu nasza praca, ale należy się także poszanowanie dla zwłok, a oględziny niekoniecznie powinny być widowiskiem dla mas. Jeśli chodzi o sytuacje ekstremalne, innym przykładem niech będą oględziny w miejscu porośniętym bardzo gęsto przez krzaki. Żeby dotrzeć do zwłok, musieliśmy przedzierać się przez bujną roślinność, wykonując jednocześnie figury niemal akrobatyczne, by omijać ludzkie odchody, którymi zasłany był cały teren. Kiedy już dotarliśmy do zwłok, to musieliśmy stoczyć walkę ze szczurami, które na nich żerowały. Szczury po ich odgonieniu, oddaliły się na niewielką odległość, i nic sobie nie robiąc z powagi sytuacji, czekały ze zniecierpliwieniem, licząc najwyraźniej, że będą mogły wrócić, kiedy od zwłok odejdziemy...

Rozmawiał Sebastian Zakrzewski 
(Cała rozmowa w # 2 numerze czasopisma "Coś na Progu")

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Szukaj