Adres facebook

czwartek, 24 maja 2012

Coś na Progu zapowiada: Opowiadanie Algernona Blackwooda (fragment)


Algernon Blackwood

Nawiedzona wyspa
 (Przełożył: Mateusz Kopacz)

 
Ilustracja - Katarzyna Kurka
W rogu salonu, oparty o tylną ścianę, stał mój karabin marlin, z dziesięcioma nabojami w magazynku i jednym zamkniętym wygodnie w nasmarowanej części zamkowej lufy. Najwyższy czas, by ruszyć do domu i przyjąć pozycję obronną w tym kącie. Bez chwili wahania podbiegłem do werandy, ostrożnie przedzierając się między drzewami, żeby nie zostać zauważonym w świetle. Wkroczywszy do pomieszczenia, zamknąłem drzwi wiodące na werandę i najszybciej jak to możliwe zgasiłem wszystkie sześć lamp. Przebywanie w jaskrawo oświetlonym pokoju, gdzie z zewnątrz widać każdy mój ruch, podczas gdy ja widziałem jedynie nieprzeniknioną ciemność w oknach, według wszelkich praw sztuki wojennej było nonsensownym podkładaniem się przeciwnikowi. Wróg, jeśli w tym wypadku można było mówić o wrogu, sprawiał wrażenie zbyt przebiegłego i niebezpiecznego, żeby tak ułatwiać mu sprawę.
Stanąłem w rogu pomieszczenia z plecami opartymi o ścianę i dłonią na zimnej lufie karabinu. Pomiędzy mną a drzwiami znajdował się zawalony książkami stół, lecz przez pierwsze minuty po zgaszeniu świateł ciemność była tak gęsta, że niemożliwością było cokolwiek rozpoznać. Stopniowo zarys pomieszczenia uwidaczniał się przed moimi oczami, podobnie niewyraźnych kształtów nabierały framugi okienne.
Po kilku minutach dało się rozpoznać drzwi (których górna część była szklana) oraz dwa okna wychodzące na frontową werandę; ucieszyło mnie to, ponieważ w razie gdyby Indianie zbliżyli się do domu, byłbym w stanie widzieć ich przybycie i przewidzieć posunięcia. Nie myliłem się, gdyż w tej właśnie chwili do mych uszu dotarł osobliwy głuchy dźwięk kanu przybijającego do brzegu i ciągniętego po skałach. Wyraźnie słyszałem, jak wiosła ułożono na dnie łodzi, zaś cisza, jaka potem nastała, oznaczała niewątpliwie, że Indianie ukradkiem zbliżają się ku domowi…
  (...) Wielu odczuciom tej nocy brakło wyrazistości, aby je w pełni opisać i przeanalizować, lecz dominujące wrażenie, które pozostanie przy mnie do końca mych dni, to koszmar ponad koszmary, przytłaczające doznanie, które gdyby trawiło mnie nieco dłużej, niewątpliwie złamałoby mój umysł.
W międzyczasie tkwiłem przycupnięty w rogu, czekając cierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń. Dom pogrążony był w bezruchu niczym grobowiec, lecz nieokreślone odgłosy nocy nuciły mi swą pieśń do ucha; zdawało mi się, że słyszę krew płynącą w żyłach i tańczącą w tętnicach...

(Opowiadanie znajdziecie w drugim numerze czasopisma "Coś na Progu", który można już zamawiać w pre-orderze ze strony wydawnictwa Dobre Historie

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Szukaj