Adres facebook

wtorek, 22 maja 2012

Coś na progu zapowiada: Premierowe opowiadanie Marcina Rusnaka


Prezentujemy fragment opowiadania wrocławskiego autora - Marcina Rusnaka (znanego m.in. z publikacji w czasopiśmie Science Fiction Fantasy i Horror). Jednocześnie zapraszamy do współpracy debiutantów. Z każdym kolejnym numerem będziemy przedstawiać Czytelnikom coraz więcej rodzimej prozy z pogranicza fantastyki, kryminału i grozy. Prace należy przysyłać na mail redakcji: cosnaprogu@gmail.com
 
Marcin Rusnak  
Niezwykłe śledztwo doktora Junga

Rok 1906 
Teatr im. Wilhelminy Planer, Monachium

ilustracja - Krzysztof Chalik
Chyba jako jeden z pierwszych zrozumiałem, że coś poszło nie tak. Poderwałem się z miejsca, jeszcze zanim opadła ciężka kurtyna, zanim pierwsze głosy odważyły się przełamać pełną napięcia ciszę.
Pospieszyłem nawą w kierunku sceny. Zza grubej, pluszowej zasłony dobiegł głuchy huk czegoś tłukącego we wzmacniane szkło. Pierwszy, drugi, trzeci. Przezroczysta ścianka jak na złość musiała trzymać mocno, szkło może i się kruszyło, pokrywało pęknięciami, ale wciąż trzymało. Zegar w mojej głowie odmierzał drogocenne sekundy. Ile już minęło? Minuta dwadzieścia? Minuta trzydzieści? Kto tyle wytrzyma pod wodą?
Za długo.
Dopadłem schodków w tej samej chwili, w której zbiornik poddał się z brzękiem, a woda chlusnęła na scenę, wyciekając pod kurtyną. Tłum ryknął z przejęciem, na scenie ktoś krzyczał, jakiś głos powtarzał „Aneta! Aneta, mów do mnie!” jak część litanii, jak indyjską mantrę.
Nożownik, który występował godzinę wcześniej, zastąpił mi drogę.
Jestem lekarzem – warknąłem.
Obejrzał mnie krytycznie, jakby w poszukiwaniu czarnej skórzanej torby, ale w końcu zszedł mi z drogi.
Trafiłem za kurtynę w dwie minuty po tym, jak Aneta Silberberg, największa gwiazda Magicznego Teatru Olivera von Griena, rozpoczęła swoją słynną sztuczkę z ucieczką ze zbiornika z wodą.
Sztuczkę, która tym razem nie skończy się gromkimi brawami.
Dwie minuty. Za długo.
A jednak gdy stanąłem na scenie, kobieta leżała w kałuży wody, obejmowana przez samego szefa trupy, Olivera von Griena. Krztusiła się, prychała i rzęziła, ale żyła.
Carl! – Moja kuzynka, Elfi, zauważyła mnie pierwsza i rzuciła mi się na szyję. Była w trupie asystentką nożownika i to za jej sprawą trafiłem na monachijski występ Magicznego Teatru. – Boże, Carl, dobrze, że tu jesteś. – Pociągnęła mnie zaraz do przemoczonej iluzjonistki.
Kobieta coraz pewniej łapała oddech, ale trzęsła się jak osika, dłonie kurczowo zaciskając na ramieniu von Griena, jakby trzymała się ostatniej deski na wzburzonym morzu.
Szok.
Jestem lekarzem – powiedziałem. – Zajmę się nią.
Von Grien przytaknął zdaje się dość ochoczo. Najpewniej nie miał pojęcia, co począć z rozhisteryzowaną niedoszłą topielicą.
Przynieście koce, byle szybko! Zaparzcie też herbaty. Elfi, podaj lampę.
Sprawdziłem reakcje źrenic, zmusiłem kobietę, by podała mi swoje imię i policzyła do pięciu. Reagowała z opóźnieniem, ale to uznałem za efekt wstrząsu. Wyglądało na to, że nic poważnego jej nie dolega.
Miała mnóstwo szczęścia – oceniłem, obracając się ku trupie zebranej wokół w nieregularnym półkolu.
Oprócz mojej rudowłosej kuzynki, nożownika o skandynawskiej urodzie oraz von Griena pojawił się ostatni członek zespołu – karzeł, którego występ poprzedzał sztuczkę ze zbiornikiem.
Wyjątkowo dużo – syknęła Elfi, patrząc na kierownika trupy, jakby ten był wszystkiemu winien.
W życiu nie widziałem jej tak wściekłej, a swego czasu spłatałem jej kilka autentycznie paskudnych figli.
To nie może dłużej trwać, Oliverze.
Elfi, doprawdy… – zaczął nożownik, ale zamknęła mu usta samym spojrzeniem.
Nagle przypomniałem sobie, że nazywał się Mikkael. Pisała o nim w listach, czasami w taki sposób, że z trudem panowałem nad rumieńcami zażenowania.
Do tej pory to było tylko gadanie – powiedziała dziewczyna. – Ale dzisiaj Aneta omal nie zginęła. To nie są żarty.
Nie będziemy o tym rozmawiać przy obcym – uciął von Grien.
Właśnie że będziemy! Ten obcy to mój kuzyn i szanowany w całym Królestwie Szwajcarii lekarz psychiatrii, doktor Carl Jung.
To zrobiło na nich wrażenie. Umilkli, zaczęli mnie oceniać znacznie uważniej niż wcześniej. Najwyraźniej wypadłem z szufladki z napisem „lekarz” i zastanawiali się, jaką nową etykietką mnie opatrzyć.
Nie jesteśmy w Szwajcarii, a jej problem chyba nie dotyczy głowy – zauważył karzeł, głosem nieproporcjonalnie basowym jak na osobę tak drobnej budowy. Uśmiechnął się i to wystarczyło, żebym poczuł na plecach nieprzyjemny dreszcz.
Jak, do diabła, można się uśmiechać w takiej sytuacji?!
Panie Jung, doceniam pańskie… – włączył się znowu von Grien.
On tutaj zostanie – powiedziała z naciskiem Elfi.
Rozbawiłoby mnie to ubezwłasnowolnienie, gdyby nie fakt, że pod pozorami spokoju wyczułem w głosie kuzynki tembr przerażenia.
Elfi…
Dość – zawyrokowała. – Albo on tutaj zostaje, albo idę po policję.
Atmosfera natychmiast zgęstniała. Nikt nie powiedział ani słowa, ale czuło się, że wizyta monachijskiej policji nikomu nie jest na rękę. Wszystko to coraz bardziej mnie intrygowało, ale przyznam, że czułem się też nielicho zagubiony. Co takiego znowuż się stało? Iluzjonistka omal nie przypłaciła sztuczki życiem. Cóż, zdarza się.
Elfi – mruknąłem raz jeszcze. – Wybacz, ale niewiele z tego rozumiem. Pannie Silberberg zdaje się nic nie będzie. W czym rzecz?
Kuzynka popatrzyła po zebranych, jakby czekając, aż któryś z nich zabierze głos. Gdy wciąż panowała cisza, prychnęła cicho i powiedziała:
Rzecz w tym, drogi kuzynie, że to nie był wypadek. Ktoś chciał ją zabić. A skoro wszyscy pilnowaliśmy, żeby nikt obcy nie majstrował przy rekwizytach…
Milczeliśmy. Nie znałem ich. Nie chciałem ferować wyroków. Ponure twarze nie skłaniały zresztą do artykułowania myśli, których można by później żałować.
Jesteś pewna, że…
Tak – odparła Elfi. – Któreś z nas chciało ją zabić.

 (Opowiadanie Marcina Rusnaka przeczytacie 
w drugim numerze czasopisma "Coś na progu")

2 komentarze:

  1. numer drugi zapowiada się smakowicie :D fajnie będzie zobaczyć w druku nazwisko znane mi do tej pory jedynie z internetu :)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj